Kiedyś mój dzień zaczynał się tak: toaleta, papieros, telegazeta. Dzisiaj zmądrzałem i wygląda to trochę inaczej: toaleta, kawa, ulubiona piosenka.
Kończący się tydzień zdominowała u mnie pierwsza część Jazzmatazz. To właśnie od niej i małej czarnej rozpoczynałem niemalże każdy poranek. Na dobrą sprawę to nie wiem co mnie naszło, żeby zdjąć z półki ten album, wytrzeć z niego kurz i wrzucić do odtwarzacza, ale decyzji nie żałuję. Darzę go dużą sympatią od pierwszego usłyszenia, a nasza przyjaźń trwa już ładnych kilka lat. Jest to też chyba jedyna rzecz od Guru, której słucham na luzie, bo nawet produkcje z DJ’em Premierem momentami była dla mnie nie do przejścia… A mam je z sentymentu do Preemo prawie wszystkie…
Czytaj dalej „Guru „Jazzmatazz, Vol. 1””