Kościey „Koledzy Andrzeja Mixtape” / „Gadka się nie klei EP”

Tylda Records z muzyką środka? Niekoniecznie, ale dwa nowe wydawnictwa Kościeya to dobry rap dla zmęczonych typów i całej klasy średniej.

Nie chcę pisać, że Kościey w ostatnich latach był w jakimś letargu, ale rozpoczęta ofensywa wydawnicza sprawiła, że na rynek zaczął dostarczać nagrania, jakich wcześniej nie miał. W sensie wysokiej jakości.

I nie to, żeby wcześniejsze produkcje odpychały. Wręcz przeciwnie — były to więcej niż solidne nagrania, które nie trafiały szerzej tylko dlatego, bo nie było zapotrzebowania na taki rap. Nawet w okresie, kiedy polska scena była fascynująca tak samo jak film o facecie w łódce.

Teraz jest trochę inaczej. Kościey dorósł, nabrał doświadczenia, zakładam, że tego życiowego również, i jeszcze lepiej trafia do takich typów jak ja. Takich, którzy wiedzą, jakie są problemy dnia codziennego, pamiętają to i owo, wspominają najlepsze czasy naszego undergroundu, gdzie ważna treść była podana w lekkiej formie, skill był dość istotnym elementem układanki, a podkładom daleko było od sztampy. Polecam zeszłoroczny Świat zwariował EP nagrany wespół z Pstykiem i Haemem.

Jednak kluczowy jest ten rok, bo moi kochani, naprawdę dużo się dzieje. Zacznę chronologicznie od Kolegów Andrzeja Mixtape — to jest dobra produkcja, momentami wspaniała, ale też z jednym niechlubnym wyjątkiem, o którym za chwilę. Jak słucham otwierającego „Będzie git” to robi mi się cieplej, a niektóre fragmenty tekstu to powracające przed oczami retrospekcje #WWO. „Robię rap” to esencja wrocławskiego stylu i powiększająca się lista zażaleń do społeczeństwa, że spierdoliło i nie doceniło Jota. Niewybaczalne, bo takich wersów z tego miasta dawno nie było. O bossostwo ociera się „Sid Meiers Tribute,” czyli mokry sen dla tych, którzy pamiętają wojenki fanbase’ów „Secret Service” i „Gamblera” (ja jestem od tych pierwszych jak coś). Osobny props dla Kadeta Szewczyka, który poleciał w takim stylu, że nie powstydziłby się tego Smarki.

Jest jedno małe „ale”. Spójrzcie poniżej:

Zawsze tak mówię, kiedy kończy się „Będzie git” i wjeżdża „Pola Raksa”, głównie fatalny refren. To się nigdy nie powinno wydarzyć, pozwólcie, że to spuszczę zasłonę milczenia.

Mogę wybrzydzać, ale ja już swoje lata mam. Nie lubię, jak mi coś przeszkadza, za to lubię się zrelaksować po ciężkim dniu z kieliszkiem wina. Zdarza się też, że wyskoczę na miasto na browarek. Albo dwa i przy okazji koncert zaliczę. Tak było na sam koniec sierpnia, kiedy to Kościey we wrocławskiej Recepcji promował nagraną z Borynem Gadkę się nie klei EP.

Nie będę ukrywał, że było już późno i po raptem trzech numerach opuściłem pokład, żeby jeszcze chwilę odpocząć przed kolejnym dniem i ogarnąć kilka mniejszych rzeczy. Ale te trzy (lol) przesłuchane przeze mnie na koncercie kawałki utwierdziły mnie w przekonaniu, że nic lepszego w polskim rapie tego lata mnie spotkać nie mogło.

Gadka się nie klei EP jest jeszcze lepsza od Kolegów Andrzeja. Bez żadnych wypełniaczy, siedem numerów towarzyszących w błogim opierdalaniu się tak wielce potrzebnym w początkowej fazie kryzysu wieku średniego. Ciężko się w takim stanie nie uśmiechnąć się przy rymach Pobierowo — pomidorowo albo odpłynąć przy instrumentalnym „Bayfork outro”.

Ironią losu jest to, że „Mondello” ukazał się mniej więcej w tym samym czasie, co ten nowy singiel Taco Hemingwaya, a jeszcze lepiej odzwierciedla żar lejący się z nieba. Jest też lepszy, ale umówmy się — to nie jest wyczyn przy obecnej formie ziomka z WWA. „Blink 182” przez podkład Boryna sprawia, że kark boli bardziej niż naprawa Alfa Romeo, refren należy do tych wzorowych, nie wspominając już od DJ-u Krootkim wieńczącym dzieło. „Workout” i „W planach” to mistrzowsko rozegrane partie w swoim fachu.

Każdy czeka na swoje pięć minut w życiu. Kościey przeczekał i zyskał od razu prawie 47, bo te dwa materiały trzeba traktować jako nierozerwalną całość. Część pierwsza — bardziej gorzka, sentymentalna, rozliczeniowa. Druga — pozwala odetchnąć, odprężyć się i towarzyszyć przy kolejnym kieliszku jakiegoś sauvignon blanc. Mała rzecz a cieszy i gdyby nie ta jedna potężna wpadka to byłbym w stanie dać prawie maksa. Widzimy się na koniec roku.

Rating: 4 out of 5.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *