Waglewscy wydali nową płytę. O Mamucie będzie jutro, natomiast dzisiaj przypomnę o projekcie, który w pewien sposób wywrócił polską scenę do góry nogami.
Pamiętacie Album Producencki Emade? Tak, to ten album, na którym były świetne produkcje i skandalicznie słabe rapsy, z jednym wielkim WTF Sokoła (jak tak świetny raper mógł sobie pozwolić na takie coś?). Beaty zmarnowane przez składaczy rymów (he he he) po całości i trochę szkoda, że nie pojawiła się tylko wersja instrumentalna. Jedynym rodzynkiem, który zarapował jak należy był O.S.T.R. w znakomitym singlowym „Niebie”. Dało to początek dłuższej współpracy pomiędzy młodszym z braci Waglewskich, a łódzkim raperem. Wtedy na POE czekali chyba wszyscy. Ja na pewno.
Najlepszy (?) ówczesny raper, chwilę po sukcesach swoich solowych albumów, i najlepszy (?) ówczesny producent. Ten, który nadążał za wówczas panującymi trendami w „półmainstreamowej” muzyce. 2005 rok. Ostry jeszcze nie skrzeczał i miał coś ciekawego do przekazania. Dobre lirycznie „Wiele Dróg”, „Nadzieja we Krwi”, „Raj Młodocianych Bogów” i „Radio” to jedne z ostatnich naprawdę znakomitych tekstów Łodzianina. A Szum Rodzi Hałas to ostatni jego projekt, na którym słuchacz nie ma problemu z jego rapem. Wiecie, po HollyŁódź nastąpił już niebywały spadek formy. A tamten LP ukazał się w 2007 roku, także policzcie sobie ile czasu trwa ten spadek…
Prawdziwym bossem jest tu jednak Emade. Kto wie czy nie były to jego szczyty formy? Oczywiście z czasem również z niej wypadł, ale nie tak bardzo jak swój kompan z POE. Cudowna mieszanka brytyjskiej sceny hip-hopowej z dillowymi (a nawet trochę sermonowymi z wysokości Chilltown, New York) dźwiękami. Rzeczy, które chyba wyprzedziły polską scenę o kilka lat. Powtórka z rozrywki, nie? Bo wiecie, podobnie były w przypadku F3. Taki to ten Waglewski był.
A samo Szum Rodzi Hałas to taki mój prywatny klasyk. Reminiscencja najlepszych lat życia i soundtrack tamtych chwil. No i muzyka miejska najwyższej jakości, która nie zestarzała się w ogóle.