Podsumowanie 2018 roku: miejsca 10-1

Czas na finał. Złota dziesiątka. Moje ulubione płyty 2018 roku.

Czas na finał. Złota dziesiątka. Moje ulubione płyty 2018 roku.

10. Stimulator Jones Exotic Worlds and Masterful Treasures

Pewnego razu wracałem z Płocka do Warszawy i słuchałem jakiejś archiwalnej audycji Digital Meditation. W pewnym momencie, krótki odcinek pomiędzy Grodziskiem Mazowieckim a Pruszkowem, przeleciał dziwnie szybko. I nie, wcale nie chodzi mi o to, że pędziłem autostradą jak głupi. „Soon Never Comes”, które właśnie grał Dvorak, sprawiło, że czasoprzestrzeń jakby się zakrzywiła.

To był jeden z tych momentów, kiedy poczułem dziwny dreszcz emocji, podobny do tego, jaki miałem przy pierwszych odsłuchach Toeachizown Dam-Funka. Rasowy synth funk pełen naleciałości R’n’B, który cudnie mruga w stronę lat 80. W dodatku z wokalem kolesia, którego głos brzmi tak, jakby chwile wcześniej nastukany wyszedł z sesji nagraniowej jakiejś sophistipopowej płyty.

Na Exotic Worlds and Masterful Treasures nie brakuje niczego. Poważnie zastanawiam się, czy to nie był najczęściej przeze mnie słuchany krążek w 2018 roku. Słabiutko wydany (hello, Stones Throw, co wy zrobiliście?), z błędnym podpisem na trackliście, ale za to jaki fajny. Jaki emocjonalny. Jaki… wielki? Mimo, że chyba nie wszystko potoczyło się tak jak trzeba, to nie zdziwię się, jeśli za kilkadziesiąt lat o dziele sympatycznego kolesia z Virginii będziemy mówili jak o skarbie zaginionej epoki.

9. Gedz 247365

247365 dopełniło dzieła zniszczenia. Gedz jest najbardziej progresywnym polskim raperem, który dzisiaj robi to, o czym inni będą bali się jutro pomyśleć. Każda płyta, od NNJL w górę, nie tylko wyprzedza rodzimą scenę pod wieloma względami, ale również dyskretnie pokazuje kierunek, w jakim niedługo będzie chciała podążać. I w tym wszystkim trochę szkoda samego rapera, bo wydaje się, że przeciętny słuchacz nie jest jeszcze gotowy na popisy faceta z Malborka.

Kiedyś sam patrzyłem na niego z małym przekąsem. Doceniałem powoli, systematycznie, pojedynczymi numerami. Teraz nie mam żadnych wątpliwości. Wielka płyta, na którą jest u nas zdecydowanie za wcześnie. Kto skuma spotkanie trapu z UK Garage? Docenimy za kilka lat, być może w momencie, kiedy w pełni zrozumiemy drugie zdanie opisu pozycji numer 9.

Odnoszę też wrażenie, że Gedz jeszcze nie nagrał materiału na miarę swojego talentu. Tego producenckiego na pewno, a w przypadku 247365 jest już naprawdę blisko osiągnięcia celu. Problem jest z rapem, bo ten, mimo że zdecydowanie wybija się ponad konkurencję, to i tak schodzi na dalszy plan. Doskonała muzyka, świetna realizacja i unikatowy styl na naszym podwórku.

8. Prykson Fisk LoFi EP

Ale tu jest dużo uroku – czasem wystarczy tylko tona zajawki, żeby nagrywać TAKIE rzeczy. Waga rapu Pryskona wynosi grubo ponad stówkę, a do tego wybiera absolutnie fantastyczne, ujarane beaty, którym jednak trochę brakuje do tytułowej estetyki (a może to tylko kwestia odpowiedniego nazewnictwa?). Gdzieś w tle jest też balkonowy relaks, który nie przynosi nic treściwego, ale czy musi? Bo nawet nie będąc czołowym raperem można nagrywać wielkie rzeczy, czemu dowodzi ta świetna EP-ka, do której wracam regularnie i nie wykluczam, że będę robił to przez następne lata. To już naprawdę wiele, a więcej o tym materiale znajdziecie tutaj.

7. Playboi Carti Die Lit

Nie byłem i ciągle nie jestem fanem „Magnolii”, ale na litość boską – przecież Die Lit ma ten sam casus co Astroworld. Co można jeszcze o tym napisać? Naprawdę nie mam pojęcia. Wydawać by się mogło, że w przypadku trapu sytuacja od lat jest podobna – czy da się jeszcze coś wymyślić, żeby chociaż przez chwilę poczuć świeżość?

Tak.

A może nie?

A jednak. Wystarczyło spotkanie ciosającego adlibami rapera z najciekawszym współczesnym producentem, żeby powstało dzieło kompletne. Playboi Carti i Pi’erre Bourne to duet idealny, który doskonale rozumie, że prostota to nie prostactwo. Oszczędna forma, która nie przemyca wiele treści i skomplikowanych zabiegów, imponuje i już po kilku sekundach zamyka buzie hejterom.

6. Children of Zeus Travel Light

Mam nieodparte wrażenie, że jeszcze do niedawna byłem jedyną osobą, która w Polsce pisała lub cokolwiek mówiła o Children of Zeus. Nawet jeśli nie mam racji, to i tak jestem dumny z tego, że w tamtym roku pamiętałem o ich EP-ce The Story So Far. Teraz nadszedł czas na longplay, który nie tylko rozwija wszystkie pomysły z całej twórczości duetu z Manchesteru, ale i udowadnia, że Konny Kon i Tyler Daley najlepiej na Wyspach czują ducha The Soulquarians. Travel Light dało mi niemalże wszystko, czego oczekuję od muzyki. Tyle i aż tyle, a nietypowy sposób zdobycia płyty, będzie już na zawsze kojarzył mi się z zeszłorocznym Kempem.

5. Jaromir Kamiński Fusy

Bartosz Kruczyński wydaje muzyki dużo, pod różnymi ksywkami. Jego kolega z Ptaków, Jaromir Kamiński wcale nie jest gorszy, przynajmniej pod tym drugim względem. Trochę słabiej wypada z częstotliwością wydawania swoich nagrań, chociaż światełkiem w tunelu jest Polena Recordings, która w trakcie swojego krótkiego żywota zdążyła zaprezentować światu trzy EP-ki Funkoffa.

I wszystkie są świetne, aczkolwiek opus magnum Kamińskiego to zdecydowanie Fusy. Materiał, który pojawił się dość nieoczekiwanie, ale na swoim pokładzie posiada najbardziej chwytliwe dla mnie numery. Tylko trzy, ale za to takie, które przypominają najlepsze czasy deep house’u („K.M.O.N.” to nic innego jak nowojorskie ulice skąpane w deszczu) i downtempo („Zaspa Dub” i „Fusy” spokojnie mogłyby ubarwić kompilacje DJ-Kicks z końcówki lat 90.). Najlepsza EP-ka 2018 roku.

4. DJ Falcon1 & DJ Kebs Elementarz

Nie wyobrażam sobie, że ktoś, kto słucha polskiego rapu, pominie Elementarz… Obowiązek, kanon, podstawa. Nawet coś więcej. Historia.

3. The Mouse Outfit Jagged Tooth Crook

Do znudzenia chodzę i powtarzam, że w UK dzieją się duże rzeczy w rapie i niekoniecznie w mainstreamowym wydaniu (a przecież kilka ksywek zasługuje na osobne propsy). Jestem wyznawcą The Mouse Outfit od kilku lat i nawet nie jestem w stanie opisać podniecenia, które osiągnąłem w momencie, kiedy Chini zrobił mi niespodziankę (bez podtekstów, proszę) i podesłał folder z zapowiedzianym chwilę wcześniej Jagged Tooth Crook.

Wow… To było jak kopnięcie w najbardziej czuły punkt. Najlepszy rap w tym roku, przynajmniej ten z klasycznych kręgów, ale mam jedną uwagę – niech Dr. Syntax (niby w składzie „nie jest, ale jest”) w końcu nagra coś na miarę swojego potencjału, bo o „Subcultures” wszyscy już zapomnieli. Tutaj jest go trochę mniej, a jego tegoroczny LP z Pete’em Canyonem – Let’s Talk – jest co najwyżej spoko…

Powtórzę raz jeszcze – najlepszy tegoroczny rap i jedna z najlepszych płyt w historii wyspiarskiego hip-hopu.

2. VA Welcome to Paradise Vol. III: Italian Dream House 90-94

Young Marco. O holenderskim DJ-u można pisać referaty, ale nie w tym rzecz. Nie ma też większego sensu za bardzo rozpisywać się na temat dwóch poprzednich części, bo kto będzie chciał poznać moje zdanie, to zerknie sobie tutajWelcome to Paradise Vol. III: Italian Dream House 90-94 oferuje jeszcze więcej, przynajmniej dla mnie.

Zbiór utworów z tej kompilacji pochodzi z okresu, w którym mój tata mieszkał we Włoszech. Takie to były czasy – jedni siedzieli w Niemczech, inni we Włoszech. Nie trwało to zbyt długo, raczej kilka miesięcy, ale jego opowieści i wspomnienia o tym okresie zawsze przywołują we mnie trochę słońca i beztroski. Welcome to Paradise Vol. III: Italian Dream House 90-94 jeszcze bardziej spotęgowało reminiscencje. Nostalgiczna muzyka do tańca i relaksu wobec której zawsze oczekuję tylko jednego.

Opowieści o Ostii i Rzymie.

1. Pejzaż Ostatni Dzień Lata

Nostalgia. Słowo klucz w minionym roku.

To był jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie projektów w 2018 roku. Na kilka tygodni przed premierą w jakiś cudowny sposób udało mi się zdobyć materiał i w tajemnicy słuchałem tego jak wryty.

2018 rok zaoferował pod tym względem całkiem sporo. W muzyce niech za przykład posłuży drugie miejsce mojego zestawienia, chociaż musiałbym jeszcze zrobić solidną listę klasycznie brzmiących rapsów, które brzmią niczym żywcem wyjęte z lat 90. Literatura też nie była pod tym względem gorsza: Retromania, To Nie Jest Hip-Hop. Rozmowy, kolejne wydanie Polski Hip-Hop Posiada Wiele Twarzy i oczywiście polskie wydanie komiksu Hip Hop Genealogii.

Jednak wszystko ginie w obliczu Ostatniego Dnia Lata.

Podróż do czasów, które trzeba sobie wyimaginować. I wiecie co? To jest w tym wszystkim najlepsze.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

5 komentarzy do “Podsumowanie 2018 roku: miejsca 10-1”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *