Myszy z Manchesteru

Mouse Outfit The Hammo

Tegoroczny hip-hop jakoś za bardzo mnie nie rozpieszcza, chociaż pojawiło się kilka znakomitych płyt z Jungle Brown na czele, o którym jeszcze wspomnę przy innej okazji. Bardziej urzekło mnie jednak coś innego, a mianowicie skład z Manchesteru, o którym co prawda wcześniej słyszałem, ale kompletnie nie zagłębiałem się w twórczość. Głupi byłem.

The Mouse Outfit, bo o nich mowa, to jedne z najlepszych rzeczy ostatnich lat, które dane było mi słyszeć. Inteligentne tekstowo i fenomenalnie muzycznie. Zarapowane może i co najwyżej poprawnie (ze znakomitymi momentami, jak np. „The Shaman”, którego tematyka nie jest zbyt odkrywcza, ale cudownie koreluje z genialnym beatem), ale kogo to w tym momencie obchodzi, skoro pluję sobie w brodę, że ich zeszłoroczny Step Steadier w jakiś cudowny i nikomu nieznany sposób, kurwa, pominąłem… Głupi ja…

Manchester to nie tylko dwie topowe drużyny, ale również plejada muzyków pierwszej ligi. 808 State, A Guy Called Gerald, The Future Sound of London, Oasis (tak, ja uwielbiam), The Smiths, New Order i wielu innych. Do ulubionych dorzucam jeszcze od siebie dzisiejszych bohaterów, których jest dość sporo, bo ekipa obecnie liczy sobie 10 członków. Chini (który przy okazji był nauczycielem w lokalnej szkole) i Defty coś tam sobie jamowali, aż w końcu stwierdzili, że warto powołać do życia nowy projekt. Dwójka producentów i instrumentalistów zaprosiła do współpracy m.in. byłego ucznia tego pierwszego – Pitcha – który został beatmakerem składu. Nawiązała się współpraca z całkiem niezłym MC – Dr Syntaxem (solowe dokonania i te z Pete Cannonem warto sprawdzić w ramach ciekawostki, a nuż…). Pojawił się też raper Sparkz i kilku instrumentalistów, coś tam dograł Black Josh no i się, kochani, zaczęło.

Jeśli mnie pamięć nie myli to poznałem ich dzięki Druhowi, który albo coś o nich wspominał w jednej ze swoich audycji, albo coś po prostu puszczał. Nieważne zresztą, bo ich Escape Music poznałem długo po premierze, a ta miała miejsce w maju 2013 roku. Po czasie, w zasadzie teraz, mogę stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych płyt na rapowej scenie w tej dekadzie i jest to jeden z tych albumów, które mają dosłownie wszystko (nawet te nieszczęsne riddimy), a i tak na pierwszy plan wysuwa się miejski feeling i ten specyficzny brytyjski akcent, który tylko potęguje doznania. Klasyczne granie przywołujące najlepsze lata w hip-hopie z dodatkiem żywych instrumentów. Wspaniałości.

Następca – wspomniany już Step Steadier z 2015 roku – jest w moim mniemaniu ciut słabszy, mimo posiadania na swoim pokładzie fenomenalnego „The Answer” z Syntaxem. Niby jest to kontynuacja poprzednika, ale jest już bardziej klasycznie i ilość eksperymentów z innymi gatunkami została ograniczona. Nawet pod względem rapu jest trochę słabiej, mimo że z wizytą wpadł Verb T. Dobra produkcja. Tyle i aż tyle.

Oczywiście napisałem o tym wszystkim nie bez powodu, a w zasadzie dwóch. Pierwszy to jakość i oryginalność, niespotykana zbyt często na brytyjskiej scenie, a ta przecież ma bardzo dużo do zaoferowania. Drugi to szykowany na październik album z remixami, którego radzę nie pomijać, tym bardziej że za nowe interpretacje będą odpowiadali m.in. Pete Cannon, DJ Vadim, Dirty Dike i Werkha.

PS

Sprawdźcie koniecznie ten bonus, który można pobrać za darmo. KONIECZNIE.

Zdjęcie/photo: The Hammo

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

7 komentarzy do “Myszy z Manchesteru”

  1. hmm… posłucham, a jakże. Dzięki, takie polecanki zawsze są mile widziane. Nie sposób wszystkiego samemu ogarnąć.

    Na razie puściłem „The Shaman”, którego słucha się OK ale maniera rapowania gościa i barwa głosu brzmi zbyt jak Del tha Funkee Homosapien (tylko z UK akcentem, trochę zbyt przerysowanym, jak z amerykańskich seriali).

    Głowy ani tym bardziej dupy jeszcze nie urwało.

      1. Nie zrozumieliśmy się. Wiem, co to jest brytyjski akcent i generalnie go bardzo lubię, czy to w filmie czy w muzyce. Możesz posłuchać różnych kolesi z całej sceny UK, z najprzeróżniejszych stylów czy gatunków (bo to, co ich zawsze najbardziej wyróżnia, to zawsze ciekawe połączenia muzyczne, mieszanie i eksperymenty; lubię to). Ty, Lewis Parker, Stereo MCs, Roots Manuva, Rodney P, Mike Skinner, lubiany lub nie Dizzee – każdy brzmi inaczej i wiesz, że jest z wyspy a nie zza oceanu.

        Zwróciłem uwagę, że koleś – przynajmniej w tym kawałku – brzmiał sztucznie i zbyt „angielsko”. Niczym producenci z USA usiłujący pokazać Brytyjczyków w jakimś serialu – zawsze wychodzi karykatura, bo tak im się wydaje że w UK się mówi.
        Nie wiem, może facet ma taką manierę rymowania – ja tego jednak nie łykam. Nie brzmi też specjalnie „propa manciasta” – na podstawie ludzi z tego miasta, z którymi miałem kontakt. Rozumiem i akceptuję, że może tak ma być – ale mnie to nie leży. Tylko tyle i aż tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *