Chyba już najwyższa pora na rozpoczęcie mojego podsumowania roku. To co? Zaczynać czy wziąć jeszcze łyka dobrego alkoholu?
Nie ma sensu robić przydługiego wstępu, bo i tak was najmniej to interesuje. Zanim przejdę do właściwego zestawienia to powiem tylko, że pod uwagę brałem między 200 a 300 płyt, ileś tam wydarzeń i minimalną ilość singli. Miejsca do 21 włącznie to tylko krótsze opisy. W przyszłym tygodniu mały suplement, a najważniejszym powinna być moja odpowiedź na potencjalne pytanie „gdzie jest X lub Y?”. Odpowiadam: w dupie.
Zachęceni? Jak tak to zapraszam do lektury moich ulubionych rzeczy z minionych 365 dni. Aloha.
#niekendricklamar
Miejsce specjalne. Powiedziano już o tym wszystko. Czemu nie na jedynce? Bo i tak jest ponad. Pewien marcowy dzień, który w jakiś tam sposób wpłynął na moje życie. Dzięki, mate.
100. Mo Kolours Texture Like Sun
Macie do wyboru Mauritius i Wielką Brytanię. Możecie wybrać, gdzie chcecie zamieszkać. Co robicie? Pewno to pierwsze, co? Mo Kolours postąpił na odwrót i wyjechał do Londynu. Nawet nie pamiętam czy słyszałem poprzedni album tego kolesia, ale Texture Like Sun poruszyło mnie od razu, zwłaszcza zabawa z „Golden Brown” The Stranglers.
Sprawdźcie, bo tak specyficznego soulowego, downtempowego i hip-hopowego słońca z Wysp nie było aż tyle w tym roku.
99. O.S.T.R. Podróż Zwana Życiem
Kto wie czy nie było to dla mnie największe polskie zaskoczenie w tym roku spośród wszystkich polskich weteranów? Ostatni dobry album Ostrego, którego mogłem słuchać w całości, to HollyŁódź z 2007 roku, więc czasu trochę minęło. O Podróży… pisałem tutaj, więc nie ma sensu się powtarzać w wielu kwestiach, natomiast wspomnę, że mój odbiór po kilku miesiącach nie uległ zmianie. Wręcz przeciwnie – jest jeszcze lepiej. Zrobiłeś to, ale dam sobie rękę obciąć, że w lutym wszystko spieprzysz.
98. Vakula A Voyage to Arcturus
Nie jest to najlepsza house’owa płyta w tym roku, ale jest tą, która dostarcza wiele wrażeń i jest być może najciekawsza. Ukrainiec – Vakula – stworzył chyba najbardziej rozbudowaną kompozycyjnie płytę w całym gatunku w 2015 roku, która pokazuje zależność taką, że stopień „komplikacji” wcale nie musi wpływać na listening pleasure. Instrumentarium robi swoje, chociaż największe wrażenie robią inspiracje od niemieckiej protoelektroniki aż po dźwięki znad Amazonii. Ukraina, przypominam.
97. Co byś zmienił w antologii?
Antologia Polskiego Rapu jest dla mnie paradoksem. Przecież tak naprawdę to… nic ciekawego. Trochę biogramów, trochę skopiowanych lyricsów, trochę dodatkowych rzeczy i często wcale nie tak rewelacyjnie napisanych. Nudy. Wszystko to można znaleźć bezproblemowo w internecie, tyle tylko że jest to przepiękne i warte swojej pierwotnej ceny wydanie. Śmieszy płacz Fusznika, że się tam nie znalazł. Dziwi zaskoczenie Axuna, że nie ma tam Eskaubeia. Zastanawia reakcja WhiteHouse na własną nieobecność. Pomijając te niuanse – zajebiście, że takie coś się w ogóle ukazało, ale wcale nie było najlepszą polską książką o hip-hopie w tym roku. Życie.
96. Thundercat The Beyond / Where the Giants Roam
Grzmotokot jest jednym z tych, których zawsze bardzo ceniłem, ale jakoś specjalnie się nie jarałem. Tutaj wyskoczył z materiałem, który był jednym z najczęściej katowanych przeze mnie w zeszłym roku. Magia i ten specyficzny klimat, który od razu zabiera na krótką i wyimaginowaną wycieczkę do przepalonej Kalifornii.
95. Headnodic & Raashan Ahmad Low Fidelity, High Quality (Vol.2)
Krótko, konkretnie, ale mam wrażenie, że tylko i wyłącznie dla fanów. Za Crown City Rockers, Raashanem i przede wszystkim Headnodiciem nigdy nie przepadałem, ale tutaj wszystko brzmi baaardzo dobrze. Tak dobrze, że kupiłem 2-3 płyty rapera w digitalu. Do najlepszych w tym roku sporo brakuje, ale imponuje fakt, że album został stworzony w 48 godzin. Rozumiecie?
https://www.youtube.com/watch?v=HBAhdeBGSOw
94. Rzeka audio
Tegoroczna edycja była jednym z najlepszych festiwali, na jakich miałem być okazję w swoim życiu i wcale nie mam na myśli układu – ja i znajomi. Masa zajebistych koncertów, bardzo fajna (ale jeszcze nie upubliczniona) moja rozmowa z Noonem i set jednego z ulubionych DJ-ów – Johna Talabota. Kilka niezapomnianych momentów, w tym ten z fatalną Roisin Murphy, świetnym Inventem i… warszawskim Grammatikiem. Tak, tak, przecież Noon z Hatti Vattim musieli jakość zacząć swój koncert.
93. APSD Digital Dust
Australia zawsze miała zajebistych wykonawców związanych z czarną muzyką. Digital Dust jest wystarczająco czarne dla świata białych i na odwrót, a poza tym tak właśnie powinny wyglądać domowe dyskoteki dla kilku osób bądź relaks dla niewielkiej ich ilości. Kosmiczny funk będący najbardziej boogie albumem ze słyszanych przeze mnie w tym roku. Mistrzostwo.
92. Warsaw Afrobeat Orchestra Wëndelu
Ilu Polaków wydało swoje płyty w Ubiquity Records? No właśnie, a im się udało. Wschodnia Europa ze swoim afrobeatem wcale nie musi się niczego wstydzić, a nas – Polaków – powinna rozpierać duma.
91. The Underachievers Evermore: The Art Of Duality
Do Evermore: the Art of Duality podchodziłem z pewnymi obawami. Jak się okazało – niepotrzebnie. Jeden z najlpeszych hip-hopowych materiałów ze Stanów w minionym roku i rodzynek w katalogu Brainfeeder. Fly Lo miał nosa.
90. Film o N.W.A.
Tylko i wyłącznie do odnotowania, bo… nie oglądałem i nie mam zamiaru, więc ktoś kumaty zaraz się zapyta „dlaczego, do cholery, się to tutaj znalazło?!”. Powód jest prosty. Wartość historyczna. Nie uważam, że są to słowa na wyrost, bo chcąc nie chcąc, kasa się zgadza, był/jest rozgłos nie tylko w środowisku, a i chyba fejm większy niż w przypadku 8 Mili. No, no.
89. Funky DL Le Emporium De Jazz
Nie wiem ile Funky DL ma płyt na koncie, ale pewno ta liczba kręci się w okolicach 20 pozycji. Ja łącznie słyszałem ich ok. 10 i raczej nie były one słabe. „Nowa” – Le Emporium De Jazz – też do takich się nie zalicza, ale… jest taka sama jak i reszta. Bez zmian stylistyki, cały czas wysoki poziom i jak zwykle największy sukces zapewne odniesie w Japonii. Dla koneserów jazz rapu i przede wszystkim fanów Brytyjczyka, bo jest taki zbiór m.in. niewydanego do tej pory materiału, to prawdziwy rarytas.
88. Oddisee The Good Fight
Z perspektywy czasu album zyskał w moich oczach i uszach całkiem sporo. W okresie jesiennym słuchałem The Good Fight bardzo dużo i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jest to zdecydowanie mój ulubiony materiał od Oddiseego, jednocześnie posiadający na swoim pokładzie mój ulubiony kawałek przez niego nagrany. Masakra.
87. poŚLizG
Największe i najpopularniejsze forum o rapie w Polsce notorycznie notuje regres, zwłaszcza w polskim dziale, do którego wchodzę raczej z konieczności (szczytami kretynizmu są tematy o Brudnych i Laiku), ale nie o tym. Płacz nad tym artykułem Karola Stefańczyka w opozycji do tej zapoczątkowanej właśnie na Ślizgu akcji, jest konieczny do odnotowania. A tak poza tym to radziłbym raperzynom nie śmiać się z tego miejsca, bo nie jest wykluczone to, że jest to jedyne miejsce, w którym pojawiają się informacje… o nich samych.
86. Narzędzia promocyjne
Datpiff, Soundcloud, Bandcamp, streamingi – tutaj jest prawdziwa promocja muzyki, a kopalnią szczęścia dla raperów będzie zapewne ten pierwszy. Mnóstwo perełek, o których dzisiaj się nie mówi, natomiast jutro słucha się namiętnie. Mam rację, bo taki <wstawiam tutaj ksywę jednego z tych, którzy znajdą się wyżej, ale jeszcze o tym nie wiecie> swoją zeszłoroczną produkcją po prostu zniszczył. Tą sprzed dwóch lat też.
85. Hubert Tas Roots / Voitek Noir Into the Wild
Mieli razem dwie fajne płyty, w tym roku wydali je oddzielne. Dwa zupełnie różne materiały. Roots bardziej klasyczne, Into the Wild korzystające ze współczesnych dobrodziejstw i inspirowane londyńską ulicą. Obydwa materiały są świetne, nie sposób wybrać lepszy, więc najlepiej zestawić je obok siebie.
Tasa posłuchacie tutaj, natomiast o Voitku aka Czarnym poczytacie tu i tu.
PS
Kupujcie jedno i drugie. Nie bądźcie tacy.
84. Soichi Terada Sounds From The Far East
Nawet nie wiem jak do końca stał house z dalekiej Japonii w tym roku, ale jeśli tak samo Sounds From the Far East wydane przez Rush Hour to mam przejebane. Za dużo do nadrabiania.
83. Kartky Shadowplay
Fuego Infinito jest strasznie mierne, momentami wręcz asłuchalne, natomiast Shadowplay klaruje się u mnie jako emocjonalne wpisy z notatnika osoby poszukującej swojego miejsca. Momentami genialna płyta, czasami ciężka do zrozumienia, ale w ogólnym rozrachunku broni się w całości. Szkoda tylko, że na przestrzeni raptem kilku miesięcy Kartky sobie tak u mnie przejebał. Rozstrzał jakościowy między jednym a drugim jest… Brak słów.
82. BCH Efekty Defektów
Nikt, absolutnie nikt o tym nie mówi, a szkoda. Efekty Defektów może nie mają zajebistych rymów, ale są chyba najlepiej wyprodukowaną płytą ostatnich lat w Polsce, pod warunkiem że mówimy o mainstreamowych zachodnich inspiracjach. Beaty Chmuroka to klasa światowa i światła nocnego Los Angeles w Piekarach Śląskich (jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało), natomiast Bent to jeden z tych, którzy po prostu nie przeszkadzają. Chwała mu za to.
81. Thank You For Playing
Ile powstało w Polsce filmów o grach? Niewiele, o ile w ogóle. Ile powstało o prasie komputerowej? Miłość dla tych, którzy pamiętają tamte czasy od tych, którzy je przypomnieli. Dziękuję.
80. Tal National Zoy Zoy
Niger to nie tylko murzyn bez jednego „g”, ale także kraj pochodzenia Tal National – autorów mojej ulubionej afrykańskiej płyty A.D. 2015 (poza kolejną już reedycją albumu Amanaz – Africa z 1975 roku). Zoy Zoy może jest i trochę słabsze od swojego poprzednika, ale nadal trzyma olbrzymią klasę i jest podręcznikowym przykładem na to, jak po nitce do kłębka dostać się rapu. Ciężko jest zrozumieć hip-hop bez znajomości innych czarnych gatunków i nie mam tu na myśli np. soulu czy funku. Dobre to będzie na sam początek przygodą z muzycznym Czarnym Lądem, a jak już z tym zaczniecie to jeszcze łatwiej będzie skumać np. takie Jungle Brothers.
79. „Vaib”
Jedyne pismo hip-hopowe na rynku. Dobrze, że pojawiło się w końcu w kioskach i salonach prasowych i nie jest produktem niszowym do kupienia tylko w skateshopach. Za to ogromny plus. A poziom? No cóż… Raz lepiej, raz gorzej, więc jakkolwiek by to nie zabrzmiało to wspierajmy póki jeszcze jest. Może z tego coś być, ale wpływu na to nie mają tylko sami czytelnicy ochoczo wydający na to pieniądze.
78. Kossisko „This May Be Me”
Nie no, ta jego epka to nic ciekawego, ale ten kawałek był jednym z najczęściej zapętlanych przeze mnie w tym roku. Absolutnie genialny track przypominający najlepsze dokonania Księcia. Boss.
77. GAD Records
Sosnowiec, heh. Zobaczycie, że te całe Zagłębie i tak nic nie ugra, ale nie o tym. W tym mieście swoją siedzibę ma jeden z najciekawszych, o ile nie najciekawszy, polski label – GAD Records. Zajmują się tylko wznawianiem klasycznych i zapomnianych płyt, więc solidnych remasterów doczekały się dzieła Ptaszyna Wróblewskiego, Nahornego, Miliana, Korzyńskiego czy kilku czeskich i bałkańskich wykonawców. Beatmakerzy powinni mieć to na oku te kompakty, bo przecież dzięki nim można trafić do winyli, a te będą czekały tylko na próbki.
76. Mr. Key & Greenwood Sharps Yesterday’s Futures
Bardzo ciężki album, ale po rozpracowaniu dostarczający olbrzymiej satysfakcji. Kolejny udany, aczkolwiek najbardziej nietypowy, strzał High Focus w tym roku i potwierdzenie tego, że to UK ma teraz więcej do zaoferowania jak Stany w rapie. A że jest on specyficzny? Nieważne.
Emocje. Strach. Nostalgia. Smutek.
75. A$AP Rocky At.Long.Last.A$AP
Znam gościa, który powiedział, że jest to dla niego idealna mainstreamowa produkcja. Nie wiem czy nie jest to delikatną przesadą, ale z drugiej strony obawiam się, że może to być opus magnum A$APa oraz jeden z tych najbardziej docenionych albumów hip-hopowych za… kilka lat. Niby wszyscy się cieszyli jak się ukazał, ale jakoś już w listopadzie o nim zapomnieli. Zobaczycie, w 2020 w podsumowaniach dziesięciolecia będzie okupowało to bardzo wysokie miejsca.
74. Jose Padilla So Many Colours
Wyobraźcie sobie sytuację, że wbijacie się na dobrą imprezę, jest wszystko fajnie itd., tańczycie, podrywacie. No wiecie. Rozglądacie się i okazuje się, że za muzykę odpowiada 60-letni typ. So Many Colours jest zacnym materiałem weterana, bez którego nie byłoby balearic beat w takiej formie jakiej znany, a i być może deep house nie miałby aż tak dużo do powiedzenia obecnie. Gdybanie.
73. Powroty
Rok 2015 to kilka powrotów, które trzeba odnotować. Niezłe Blackalicous i Blur w opozycji do żenująco chujowego Ericka Sermona. Gdzieś tam jest głośny i gwiazdorsko obsadzony Dr. Dre (odsyłam tutaj), mizerny Scarface (check it) i tajemniczy Cannibal Ox. Reasumując: gdyby ich wszystkich nie było nic by się nie stało, ale nazwiska robią swoje.
72. Liroy w sejmie
Mówiłem o tym wczoraj w Poznaniu. Lubisz go, nie lubisz – nie ma to najmniejszego znaczenia. Wydarzenie w świecie polskiego hip-hopu bez precedensu i konieczne do odnotowania. Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, że wstydu wielkiego nie ma, a i potrafi powiedzieć coś więcej jak „jebać mi się chcę”. Ja bym głosował na niego za 4 lata.
71. Dirty Dike Sucking on Prawns in the Moonlight
High Focus najlepszym labelem roku? Dobre pytanie, ale patrząc na to, co udało im się zrobić ręce same składają się do oklasków i wcale nie wykluczają tego, że stawianie takiej tezy jest nietaktem. Na Sucking on Prawns in the Moonlight momentami jest bardziej nowojorsko niż w samym Nowym Jorku, a sam Dirty Dike jest jednym z tych, dzięki którym UK nie musi kojarzyć się tylko z grimem.
70. Fatalna forma weteranów
Wiecie co? Coś wam powiem. Nie ma już za bardzo co liczyć na weteranów i klasyków sprzed lat. Sam Ghostface wiosny nie czyni, a patrząc na „wyczyny” Pete Rocka, bezpłciowe produkcje Sermona, Scarface’a czy nawet Dre musimy powiedzieć sobie otwarcie: to koniec.
69. Test Pressing + Proper Mag
Podobnie jak rok temu na listę trafiają mixy tworzone przez Test Pressing. Ciągle jest to genialna sprawa, a w ramach uzupełnienia koniecznie trzeba sprawdzić też to, co ma do zaoferowania Proper Mag. Niezależny, męski, casual, lifestyle, magazyn, mix – połączenie doskonałe.
68. Erykah Badu But You Caint Use My Phone
Tak, tak. Nienawidzę Baduizmu i jest to dla mnie jeden z najbardziej przehajpowanych albumów wszech czasów, no ale na półce stoi nieruszany, bo po co marnować czas? Albumy Eryki z 2008 i 2010 roku bardzo mi się podobały i były to jedne z najlepszych produkcji tamtych lat, ale… nie no, But You Caint Use My Phone jest jeszcze lepsze.
67. Milionbeats Le Rap Francais vu de la Pologne
Ech. Kolejny z tych projektów, które w zasadzie przeszły bez echa, a szkoda bo to naprawdę bardzo zacna produkcja przypominająca złote lata francuskiego rapu. Tak skutecznie, że można się zastanawiać czy Milionbeats na pewno nic nie przemycił z tamtych lat. Zuchu, ja tam z tobą jestem, a ludzie upomną się jeszcze o to tak samo, jak zaczęli się upominać o Eisa czy Małolata z Ajronem. Sprawdźcie dlaczego.
66. Dizzy Wright The Growing Process
Dlaczego wszyscy tak to olaliście? Nie wstyd wam? Tak powinien brzmieć seminewcomerowy hip-hop, który chciałby wejść z buta w scenę. Dizzy, wierzę że ci się to uda. Boże, błogosław Amerykę w tym przypadku.
65. Future DS2
Śmiejcie się, śmiejcie, ale ten album z okładką kupioną na jednym ze stocków rzucił Future’a w górę tak wysoko, że nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle z niej spadnie. Nawet średni mixtape nagrany z pewnym Kanadyjczykiem (ich wspólne „Where Ya At” to jeden z numerów 2015) nie rzutuje na świetny rok w wykonaniu reprezentanta Atlanty.
64. Balearyczny bigos
Rok temu wspominałem o „Purpurowych Rejsach„, które cały czas są zajebiste (nawet bez obecności kodeiny), ale w ostatnich miesiącach palmę pierwszeństwa dzierży „Balearic Bigos” Zambona i Jaromira (tego typa z Ptaków). Przepiękna podróż po komunistycznej części Europy, która delikatnie potrafi ukazać źródła sampli – Korzyński/Zipera. Może i długie, ale za to jakie. Węgierska muzyka progresywna, czeski jazz (nie taki jak myślicie) czy polski funk to dalej niewykorzystane źródła, a szkoda.
https://soundcloud.com/balearic-bigos/balearic-bigos-11-hosted-by
63. Real Lies Real Life
Nie wiem czy była w ostatnich latach ekipa, która towarzyszyła mi częściej w nocnych podróżach niż Real Lies, zwłaszcza z kawałkiem poniżej. To jednak oryginał znalazł się na tej płycie, która… w ogóle mnie nie zawiodła i sprawiła, że jesień minęła znakomicie. Widzimy się za jakiś czas w północnym Londynie, bo tam jest wasze miejsce.
62. Project Pablo I Want to Believe
Hipsterka na całego, bo wydana na kasecie i w digitalu, ale wiecie co? Mało który house w tym roku tak bardzo mnie relaksował. Kanadyjczykowi się to udało. Boss. Obowiązkowe do sprawdzenia w najbliższą niedzielę w samo południe wraz z modlitwą o słońce.
61. Illa J Illa J
Klimat, klimat, klimat. Jeszcze lepiej jak w 2008 roku i w zasadzie nie ma za wiele co się rozpisywać, ponieważ jest to stary, dobry brat Dilli.
60. Verb T & Illinformed The Man With The Foggy Eyes
Verb T to legenda? Ciężko mi ocenić, ale na Wyspach olbrzymi szacunek ma plus kilka niezapomnianych produkcji na czele z Bring It Back To Basics z 2006 roku. Tutaj z pomocą Illinformeda (który wydał też w 2015 roku w Real Drama całkiem niezłe The Mould Tape) wykreował specyficzny album, który trafił idealnie w mój gust swoim jazzującym klimatem i typowym brytyjskiem akcentem.
PS
High Focus.
59. Mick Jenkins Wave[s] EP
Matko, Water[s] to jeden z najlepszych materiałów ostatnich lat, a ta epka, mimo że trochę inna, niewiele mu ustępuje.
58. „Gazeta Magnetofonowa”
7 stycznia 2016.
Poranek.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że… pisma jeszcze nie miałem okazji przeglądać. Dziwne? Tak, tym bardziej że byłem jednym ze wspierających projekt w jednym z serwisów crowdfundingowych. Nie traktuję tego przedsięwzięcia jako wyroczni itd., ale jest pewien rarytas w świecie cyfryzacji mediów. Nie znając jeszcze poziomu – sama inicjatywa jest bombą, dlatego trafia na listę.
Popołudnie.
Pismo otrzymałem. WOW. To jest to czego szukałem.
57. Jupiter Jax Visions
Co byście robili na Malcie? Wiem, że pewno byście w głównej mierze coś spożywali, ale gdyby nie było na to ochoty, to moglibyście się wziąć za robotę i robić taki house, jak Jupiter Jax. Swoje napisałem dla T-Mobile Music, ale dodam tylko, że ta pani poniżej, tworząca podobną muzykę, też zrobiła tutaj coś swojego.
56. Eddie Moore and the Outer Circle Eddie Moore and the Outer Circle Live in Kansas City
Ulubiony tegoroczny jazz.
55. Say Lou Lou Lucid Dreaming
Zapewne część z was wie, że „Maybe You” to jeden z moich utworów życia, więc musiałem czekać na ten album. Nie zawiodłem się w ogóle.
54. Slum Village YES!
Podchodziłem bez jakiś większych emocji, ale jednak reprezentanci Detroit bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli. Postawmy sobie też sprawę jasno: rymy nie są zbyt okazałe, jest to co najwyżej typowa średnia krajowa, ale w połączeniu z kapitalnymi beatami tworzą unikatowy dillopodobny klimat. Warto mieć, nie warto zapomnieć.
53. Rick Wade Strong Arm EP
Epka, której w zasadzie… nie ma. Praktycznie nie ma nic na jej temat, więc jest to krzywda dla samego Wade’a, bądź co bądź, bardzo ważnej postaci w świecie deep house’u. Słuchając tego małego arcydzieła przeniosłem się do 1997 roku. Do Detroit. Tańczyłem. Robiłem różne rzeczy.
Osobiście poznałem Moodymanna, Theo Parrisha i Ricka Wilhite’a. Gdzieś obok nich kręcił się on. Rick Wade.
BOSS.
https://www.youtube.com/watch?v=c_ieNzb_-HQ
52. Fenomeny
Nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że takimi Małymi Miastami jarają się tylko ci, którzy na co dzień nie mają styczności z hip-hopem. Dla mnie? Szkoda czasu i szkoda Brata Jordaha w tak słabym projekcie. Idź facet do Tedego i zrobicie naprawdę konkretny materiał. Taco? Ma obserwacje, których słucha się z zaciekawieniem, ale na dłuższą metę robi się to wtórne. Dwa przykłady na to, że hip-hop potrafi być bardziej indie jak samo indie w opozycji do… Gangu Albanii, który wyśrubował takie liczby na gimbusach i ludziach pokroju Karola Sekuły, jakich być może nikt w polskim rapie jeszcze nie widział.
51. Graf Cratedigger Journey/Evolution
Ten Graf to niezły ananas. Wydał w tym roku trzy płyty, które były po prostu zajebiste. Najlepszą wydaje się być Journey/Evolution, chociaż remixy Fonoteki i niepublikowane rarytasy niewiele mu ustępują. Może to i dobrze, że skupia się bardziej na zagranicznych rynkach, bo tam zawsze są chętni na tego typu produkcje. Na naszej mapie – unikat. Ogromna strata dla całego polskiego hip-hopu, że facet stoi gdzieś z boku.
PS
Elabs Crew. Wróćcie.
2 komentarze do “Podsumowanie roku 2015. 100-51”