Podsumowanie 2016: 50-31

Są na tym świecie płyty, które podobno nie śnią się młodym klerykom. Kim są ci młodzi klerycy i jakiś płyt słuchają? Ja tego nie wiem, a w zasadzie w ogóle mnie to nie interesuje, ale są też płyty i single, o których nie śniłem w ogóle. Koniec końców okazało się, że trafiły dość wysoko na moją listę i będę starał się w pewien sposób ich wybronić. A w zasadzie po co miałbym to robić, skoro to moja lista?

50. VA Boombox: Early Independent Hip Hop, Electro & Disco Rap 1979-82

Soul Jazz jest takim labelem, że czego się nie dotknie to zawsze zamienia to w złoto. Wygrzebać tak taneczne kawałki z początków hip-hopu, który był jeszcze zabawą czarnych i „tanecznym buntem” przeciwko przede wszystkim dyskryminacji rasowej to nie lada sztuka. Ułożyć je w idealnej kolejności jest sztuką jeszcze większą.

Rap pod disco z maksymalnie prostymi tekstami też był wielki, czego dowodem jest ta kompilacja. Obok The Third Unheard: Connecticut Hip Hop 1979-1983, składanki wydanej przez Stones Throw bodajże w 2004 roku, chyba najlepsza hip-hopowa wizytówka tamtych czasów.

49. Single Popka

Można mówić o Popku wiele rzeczy, zwłaszcza tych złych, ale czy naprawdę ma to wielkie znaczenie w kontekście tych singli-wymiataczy? Chyba nie. Może i discopolowe „Przygody Abdula Baśka Gdzie Jesteś?” z GENIALNYM refrenem Denisa trąci siarą, ale ja się przy tym bawię znakomicie i jakoś nie mam oporów, żeby o tym głośno mówić. No sorry, ale naprawdę nic nie potrafię zarzucić temu numerowi, mimo debilnego tekstu, który powoduje uśmiech zażenowania na mojej twarzy, ale… HOOKI, moi drodzy, HOOKI. Ten kawałek jest ich kopalnią, podobnie jak cytatów i prostych schematów w linii melodycznej, której nie powstydziliby się chłopaki z Milano i Cinzano, ale po raz kolejny zapytam: i co z tego? Czasami wystarczy się dobrze bawić przy muzyce, nawet tej burackiej, chociaż w przypadku „Baśki…” nie ryzykowałbym takim stwierdzeniem. Uważajcie na słowa.

„Wodospady” i „Wakacje” też są niczego sobie, mimo „ciut poważniejszej” konwencji wymiatają równie dobrze, a w kontekście notorycznie wypuszczanej szmiry przez Step Records są po prostu perełkami.

48. Peace Black Power

Wiecie czym jest zamrock? Jeśli nie to śpieszę z odpowiedzią: najprościej rzecz ujmując jest to psychodeliczny rock rodem z Zambii. Dwa największe klasyki w historii tego gatunku to najprawdopodobniej Africa Amanaz, album którego zeszłoroczna reedycja pojawiła się w moim zestawieniu oraz Black Power zespołu Peace. Nie wiem, który z nich jest lepszy, ale wznowienie tego drugiego to dość ważne wydarzenie i nie tylko w katalogu Now-Again Records. Obowiązkowo! Arcydzieło z dwoma absolutami na pokładzie w postaci tytułowego numeru oraz „I Have Got No Money”.

47. Camp Lo „Piece Of The Action / World Heist (Produced by Ski Beatz)”

Mogę się do czegoś przyznać – nigdy nie byłem wielkim fanem Camp Lo. Owszem, mam ich płyty (z tego co pamiętam to na półce stoją Stone and Rob: Caught on Tape oraz Another Heist), ale wciąż brakuje mi legendarnego debiutu i jakoś nie śpieszy mi się do tego, żeby uzupełnić braki, ale… Podczas sesji do tamtej płyty powstało jeszcze kilka dobrych numerów, a kilka z nich wymiata nawet w wersji demo. Może dlatego warto sprawdzić On the Way Uptown: The Uptown Saturday Night Demo, które pojawiło się pod koniec roku, ale zaznaczam że tylko „warto”. Nie wolno, kurwa, nie wolno pominąć „zekranizowanych” dwóch singli, które wcześniej były co prawda znane, ale dopiero niedawno jeszcze mocniej zyskały na wartości. W moim przypadku tak bardzo, że uważam je za największe dokonanie Geechiego i Sonny’ego. Niebywałe, tak to jest dobre.

46. Flamingosis Bright Moments

Wiecie ile jest dobrych i nieodkrytych rzeczy na Bandcampie? Nie setki, ale tysiące i jedną z nich jest zapewne najbardziej oldschoolowy i doskonale „przesamplowany” Bright Moments Flamingosisa. Takie trochę People Under the Stairs z początków swojej kariery albo wysokości najlepszej płyty, ale bez zbędnego rapu, heh.

45. Lwów

Każda wizyta w tym mieście jest dla mnie wielka. Nie inaczej było w kwietniu, a że był to stricte męski wypad to…

44. Yogisoul By Nights

Kiedyś tam korespondowałem sobie z podlondyńskim King Underground i dostałem ileś tam promosów. Nie wiedziałem, że pośród nich będzie się krył taki skarb jak By Nights Yogisoula. Nie wiem czy jakikolwiek tegoroczny chillujący hip-hop tak idealnie trafił ze swoim tytułem, jak debiut Norwega (?). Rozkmińcie teraz opcję, że siedzicie nad jeziorem, a dopiero zapada wieczór. Macie tylko dwóch kompanów: dobre piwo i muzykę. Browara wybierzcie sobie sami, bo muzyką zostaje By Nights.

43. Adrian Younge & Ali Shaheed Muhammad Luke Cage (Original Soundtrack Album)

Nie wiem czy jest Luke Cage, ale to podobno serial. Nie wiem, nie oglądam, nie mam czasu na seriale, ale jestem pewien, że soundtrack do niego to najlepsze utwory, które wyszły spod ręki Adriana Younge’a kiedykolwiek. Ile w tym pomocy Aliego?

42. Flue „Alive on Arrival”

Moje zdanie na temat całej płyty poznacie na dniach w innym miejscu, ale od razu mogę powiedzieć, że najlepszą rzeczą na niej jest singlowe „Alive on Arrival”. To jest taka „kolaboracja” polskiego zespołu z amerykańskim raperem, o jakiej niemalże zawsze marzyłem – doskonała muzycznie, dobra tekstowo i przede wszystkim sprawiająca, że są jeszcze w tym kraju składy, które potrafią łączyć „stare” z „nowym” wnosząc dużo od siebie. I tak jest Flue.

Audessey zbiera osobny props, bo wydaje mi się, że tylko raz w życiu udało mu się go mnie zatrzymać dłużej przy swojej twórczości. Bo wiecie, Beats Per Minute było zasługą francuskiego producenta…

41. Open’er

Wróciłem na Open’era po 3 latach przerwy i bawiłem się wyśmienicie. Nie wiem czy w tym roku pojadę, zależy to przede wszystkim od wolnego czasu, ale zeszłoroczna edycja nie dała mi żadnych powodów, żebym myślał o festiwalu negatywnie. Podobało mi się, bardziej niż Przemysławowi Guldzie.

40. Winyle w Biedronce

Ojej, jaki wstyd i siara, że winyle pojawiły się w ofercie Biedronki. Ojej, tak szlachetny nośnik, że nie powinno go być w takich sklepach.

Jasne, że sam przede wszystkim kupuję płyty w mniejszych sklepach, ale problemu z powyższą sytuacją nie mam żadnego. Dobrze, że pojawiły się tam woski z majorsów, a to że nie załapałem się na żaden z nich to już kompletnie inna kwestia.

39. VA Valgusesse – 8 Shiny Tracks From Estonian Radio Archive

Za bardzo nie kojarzyłem wytwórni Frotee, baa, w zasadzie w ogóle jej nie znałem, ale pierwsza poznana poznana przeze mnie płyta, którą wydali, kazała mi się szerzej zainteresować działalnością labelu z Estonii. Tytuł kompilacji wiele mówi, bo ta muzyka jest maksymalnie słoneczna, idealna na popołudniowy relaks i będąca doskonałym przykładem kreatywności i pogoni za pisaniem dobrych melodii ludzi zza żelaznej kurtyny. Proszę sobie włączyć Kooli-prii z „Päikeselaik” i śmiechy mogą się skończyć.

PS

Wieli całus dla Test Pressing.

38. Szpilersi Akaizm, ale bardziej to singiel „Rodzina”

Był pewien dzień grudnia, kolejny ze zjebaną pogodą, nic nie warty można rzecz, ale przeglądając z nudów swojego walla na fejsie trafiłem na informację, że Szpilersi wydali nowy album. Pomyślałem sobie, że fajnie, ale nie jest fajnie, że nikt o tym nie napisał i dowiedziałem się o tym tak późno. Odpalam singiel, którego tytuł kompletnie nie zachęcał i… odpłynąłem. Proszę państwa, krótkie info z noty prasowej, którą dostałem messengerem (technologie, lol) od DJ-a Sad Mana.

Decó mówi:

Wszystkie sample użyte na tej płycie są autorstwa tureckich klasyków grających anatolian rock (60′-70′). Pomysł na taką formę podkładów wpadł mi do głowy podczas wakacji w Stambule (2013r), gdzie wygrzebałem dużo winyli w tym stylu. Miałem ogromną zajawkę na tego typu brzmienia. Bardzo szybko powstały szkice numerów, wszystkie robione na Akai MPC 4000, potem siedzieliśmy nad aranżacją, rozbudowywaniem ich, tematami, tekstem, dogrywaniu instrumentów itd. Materiał zawiera 16 pozycji, produkcja i rapy to ja, wszystkie cuty, skrecze DJ Sad Man, Panda dograł bębny do 6 numerów. Goście na mikrofonie: Skorup, BU i PeeRZet, instrumenty dograli: Roman Ślazyk (kontrabas), Tomasz Mucha (skrzypce), Andrzej Skwarek „Skwar” (wiolonczela, instr klawiszowe), Michał Urban (instr klawiszowe). Miks i mastering to robota Panda Acoustics, okładka autorstwa Piotrek Gromniak „Boskee”.

Rozumiecie? Płyta niemalże w całości oparta na samplach z tureckich klasyków grających niejaki „anatolian rock”! Są tam momenty, przy których odpływałem, ale to co się dzieje z samplami i beatem w „Rodzinie” to już jakieś wyższe analogiczne sfery zjednoczenia Madliba, Cut Chemista i Oh No. Decó, chłopie, powiem ci, że dwa razy ci się udało mnie zaskoczyć w 2016 roku, a i widziałem jak się po kempowym placu w Hradec Kralove kręciłeś.

37. Eskaubei i Tomek Nowak Quartet Tego Chciałem

2015 rok, dobra płyta, należyty szacunek w środowisku jazzowym i jako-taki wśród hip-hopowców, którzy nie skumali tej płyty. Takie miałem wrażenie. Z Tego Chciałem nie będzie inaczej, ale czy to źle? Skądże znowu, bo po raz kolejny Skub z ekipą dostarczyli najlepszy i najbardziej rasowy acid jazz w polskim wydaniu. Jeszcze lepsze od Będzie Dobrze, a wydawać by się to mogło niepojęte. Wielka klasa.

36. Twardowski When We Were Astronauts

Jak dla mnie – najlepsza pozycja w katalogu UKnowMe w ogóle, a to już coś znaczy. Ta płyta ma tak genialne momenty, że czasami zastanawiałem się, czy przypadkiem Twardowskiego nie zastępuje Dam-Funk. Okazało się, że nie.

35. Smolasty „Słodki Cham (Tyle Razy) (feat. Kinga Pędzińska)”

Ja pierdolę… Przecież to musi lecieć w radiach! Smolasty jest urodzonym gwiazdorem, który potrafi pisać PIOSENKI. „Słodki Cham (Tyle Razy)” to najbardziej esencjonalne dzieło współczesnego r’n’b w polskim wykonaniu od dawna. Vibe, feeling, melodia, refren, wszystko.

„To tylko twój słodki cham,

Nie będzie komplementów, no bo dobrze znasz”

No, komplementów być nie musi, bo je dobrze znasz, Smolasty. I jedno, i drugie jest WIELKIE.

34. Reedycje serii Polish Jazz

Wiele lat czekaliśmy na takie wydania.

Doczekaliśmy się.

Modlitwy zostały wysłuchane, ewenement na skalę światową ten polski jazz…

33. DJ Dobry Kick i Deco Funky Fachowcy

Przez wiele miesięcy była to moja ulubiona zeszłoroczna płyta z polskim rapem. Mało co mogło się jej równać, przynajmniej w moim wypadku, bo dawno nie słyszałem w rodzimym wykonaniu takiego feelingu, który był żywcem wyjęty z 1990 roku. Przenajlepsze beaty Dobrego Kicka, chyba jego najlepsze w karierze, z takim sznytem, którego nie powstydziliby się w tamtych czasach Lord Finesse, Diamond D, kolesie z Brand Nubian czy nawet Howie Tee. Nie gorszy jest też Decó, który… Zresztą, nie wygłupiajcie się, ale musicie to kupić. Sprawdźcie dlaczego.

32. Coyote Song Dogs + House of the Sinking Sun

Proper Mag tak promowało mix:

So waking up today after the last two days of Summer (yeah, it’s raining here) and it only seems right to drop a mix that tries to pick us up now normal services have been resumed.

Step forward Coyote.

Timm and Ampo, the two gents behind Is it Balearic? are approaching 10 years of the label and celebrating by putting out a double CD and hosting 3 parties on the Balearic Isle of Ibiza – no need to keep asking the question, that’s pretty Balearic.

It’s a step in a different direction on this particular mix from Coyote moving into the realms of ‘Dream House’ – it’s perfect summer fodder.

Tak samo można powiedzieć o longplayu, który wydali. Mix – prawie najlepszy w tym roku, LP – prawie najlepsze w ogóle.

31. Wisła Płock w Ekstraklasie, Tottenham w Lidze Mistrzów

Takie to życie – dwa zespoły, którym kibicuję od dawien dawna dostarczają beki niemalże wszystkim. Myślicie, że się tym przejmuję? Skądże znowu. Jestem dumny z tego, że Wisła wróciła po latach do Ekstraklasy i póki co wstydu nie przynosi, chociaż za taki można uznać wyczyny Spursów w Champions League… Bywa i tak.

Wstęp

150-101

100-51

30-21

20-11

10-1

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

3 komentarze do “Podsumowanie 2016: 50-31”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *