Oldschoolowe majstry. Funky Fachowcy – recenzja

funky fachowcy

To, że polska scena jest do bólu nudna chyba przekonywać nie muszę, no chyba że kogoś pasjonują historie rodem z „Życia na Gorąco”, no bo jak można nazwać ostatnie rewelacje dotyczące niejakiego Sentino i jemu podobnych, ekhm, artystów. Zdarzają się jednak perełki, o których się nie mówi. Szkoda.

Zacząłem w czasach gimnazjum, potem rzecz działa się też w technikum. Doskonale pamiętam jak imałem się różnych zajęć, żeby zarobić trochę $$$. Chodziło tylko o to, żeby móc sobie kupić kilka nowości płytowych z USA, Polski, jakieś klasyki i w mniejszym stopniu inwestować w sprzęt. Dawne, niemalże szczeniackie czasy, ale wcale nie tak odległe jak inspiracje Funky Fachowców.

To własnie wspólna produkcja Deco i DJ-a Dobrego Kicka przypomniała mi o tamtych latach, bo w moim życiu był okres, kiedy to w każde wakacje pomagałem w pracach remontowych, które zarazem są… jednym z motywów występujących na albumie. I mimo, że całość nie opiera się na tym schemacie, często jest o wszystkim i o niczym, to jednak weteran Deco potrafi skupić na sobie uwagę swoimi wersami, czego przykładem mogą być mistrzowskie wręcz „To Się Ściąga”, „Łoman” czy kawałek tytułowy, a już kompletnym wyznacznikiem tego co można tutaj znaleźć jest tych kilka wersów:

„Żyję i Kopię”

Wciąż się uczę, bo wiedzy nigdy styka,

Z brawurą jak tuż przed maturą,

Kiedy hip-hop był jeszcze subkulturą.

Dziś jest systemem z solidną strukturą,

Z koniunkturą, obowiązkową lekturą.

Torturą, dla starszych chłopie,

Co z emeryturą? Weź się za pracę jełopie

Ta prostota w wersach została podana na równie prostych i nieprzekombinowanych beatach Dobrego Kicka garściami czerpiącego z klasyki opartej na breakach i funkowych samplach. Genialna i porywająca do tańca muzyka (nie wolno też zapominać o doskonałych cutach, gdzie swoje role odgrywają Guru czy Rakim) wchodząc w interakcje z raperem przypomina o klasycznym schemacie MC-DJ, który powoli odchodzi do lamusa. W tym momencie rodzi się problem.

Z wartością rozrywkową i przede wszystkim edukacyjną nie ma nawet co polemizować, szkoda tylko że jest to kolejny projekt, który na maksa niesprawiedliwie przejdzie gdzieś obok sceny. Zero jakichkolwiek informacji o takiej perełce trzeba ponownie rozpatrywać w kategoriach sabotażu, tym bardziej że takich rzeczy praktycznie nie ma w ogóle na rodzimym rynku. To, czy powinno się to wystarczająco mocno docenić i jednocześnie przypomnieć sobie o Stylowej Spółce Społem (pozdro Deco), pozostawiam do indywidualnej interpretacji.

Po tych wszystkich przemyśleniach można dojść do wniosku, że z Funky Fachowcami jest tak samo jak z Będzie Dobrze czy Blunted Album, wspominając tylko o wydanych w ostatnich miesiącach. Jedni zapraszali do eksploracji jazzu, drudzy do zagłębiania się w kalifornijskie podziemie, a inni po prostu robią… remont w głowie. Próbują poprzestawiać i nakierować kilka rzeczy oraz uświadomić, że bez znajomości genezy nie ma sensu silić się na znawcę czy nawet fana. Z nimi wsiadasz w kapsułę i przenosisz się do pięknych czasów, w których to hip-hop z każdym swoim elementem był przede wszystkim mądrą i dobrą zabawą. I jest ci nadzwyczaj dobrze.

8

PS

Szukajcie w SideOne albo piszcie na ten adres. Radzę się pośpieszyć.

PS 2

Jedno z najlepszych promo video od… nie wiem sam.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

2 komentarze do “Oldschoolowe majstry. Funky Fachowcy – recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *