Nas „It Was Written”

Na początku brudne ulice i marzenia, potem salony i ambicje. Takiej rewolucji blisko trzy dekady temu chyba nikt się nie spodziewał.

Nas na swoim debiucie Illmatic przyniósł kronikę brudnych ulic Nowego Jorku, dwa lata później postanowił już zanurzyć się w bardziej komercyjne brzmienia, więc hip-hopowy świat był w lekkim szoku. I nie wszystkim przypadło to do gustu. Cóż, ich strata, bo dostaliśmy album, który do dziś jest warty przesłuchania i ja staram się wracać do niego w miarę regularnie (czyli raz na 10 lat, lol). It Was Written łatwo jest krytykować, głównie za flirt z bardziej mainstreamowym brzmieniem, które dali tutaj m.in. Trackmasters, ale żeby było prawilnie, to jest i nieustannie będący w formie DJ Premier, a nawet bujający się między salonami a slumsami Dr. Dre, więcej niż przyzwoity swoją drogą.

Polecam radiowe „Street Dreams”, bliższe ulicy „The Message”, fantastyczne „Black Girl Lost” i mojego faworyta „I Gave You Power”. Reprezentant Queensbridge wciąż potrafił opowiadać historie jak żaden inny raper w tamtym czasie, a opowieść z perspektywy pistoletu ciągle imponuje. To jest ten poziom, który powoduje, że trzeba zdjąć czapkę, nawet jeśli się nosi snapbacka, bo balansować na krawędzi komercji i autentyczności też trzeba potrafić.

It Was Written nie jest tak surowe jak Illmatic, ale serio ktoś chciałby, żeby takie było? Nas ewoluował, a ten wydany w 1996 roku album to dowód, że można iść do przodu, nie zapominając o swoich korzeniach. Lubię, bardzo lubię, a słuchanie tej płyty sprawia mi naprawdę dużo przyjemności.

Rating: 4.5 out of 5.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Jeden komentarz do “Nas „It Was Written””

  1. Dobry album, chociaż osobiście wolę albo „Illmatic” albo „I am”. „It was written” stoi dokładnie pomiędzy nimi nie tylko ze względu na rok wydania, ale również zmianę brzmienia i produkcję.

    Z tego co pamiętam z ówczesnych recenzji, to co tak najbardziej szokowało to było przede wszystkim przywdzianie białego garnituru, białych lakierek, zmiana ksywki z Nasty Nas na Nas Escobar i próba zanurzenia się w mafijne klimaty (dopiero co rok wcześniej wyszło „Only built…”). To raziło i było sztuczne (bo skąd nagle taka wolta u Nasira? Jeżdżenie limuzyną, sączenie szampana…).

    Muzycznie album się bronił, to było coś świeżego – nawet jeżeli takie brzmienia (sample ze Stinga, Eurythmics, gładka produkcja) miały na dobre zagościć dopiero kilka lat później z epoką najpierw Seana a potem Shawna)- to jednak wiele grup szło w bardziej mainstreamowe, przystępne produkcje: dopiero co hitem był drugi album Fugees, rok wcześniej trzeci album NbN zgarnął Grammy. Notorious na swoim albumie flirtował z takimi brzmieniami (ale to pod wpływem, oczywiście, Pedodaddyego). Musimy pamiętać, że golden age skończył się gdzieś w ’94, teraz na wschodzie popularny był mroczny, twardy dźwięk w stylu BCC czy drugiego albumu Onyxu, na zachodzie bujał G-Funk, południe zaczynało mieć coś do powiedzenia. Scena zaczynała być różnorodna, mocno i szybko się zmieniała i to był taki okres że dużo zespołów o ustalonej pozycji nie potrafiło się trochę odnaleźć w tym wszystkim, co się dzieje (ATCQ, LL Cool J, Run DMC, Pete Rock, Kool G Rap, Poor Righteous Teachers). Moim zdaniem Nas nie bardzo miał co zrobić. Za Illmatic stała plejada producentów złotej ery hip-hopu, oraz powszechna opinia najlepszego debiutu w historii gatunku. Mógł powielić coś, co już było i co – wbrew krzykaczom – tak naprawdę już nikogo nie interesowało albo iść do przodu: więc wyprzedził wszystkich o kilka kroków. Może gdyby skupił się jedynie na muzyce i odpuścił ten idiotyczny image gangstera, album byłby lepiej przyjęty – ale tego się już nigdy nie dowiemy.
    P.S. Nawet najbardziej znany (i radiowo-telewizyjny) singiel z płyty z Lauryn Hill jest świetnym utworem: szybki, brzmiący typowo na lata 80. utwór Kurtisa Blowa został zwolniony, udramatyzowany, muzycznie rozbudowany – to działa do dzisiaj. Wprawdzie teledysk z tym jeżdżeniem platformą po mieście wyglądał trochę jak wytwory berlińskich muzyków sceny techno z tego okresu (Westbam, Dr Motte itp.) ale ma to również swój klimat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *