Tego dnia #1: 13 sierpnia

Roots Manuva Dan Medhurst

Zdaje się, że kiedyś na fejsie pokazywałem jak wygląda mój kalendarz. Oprócz jakiś standardowych rzeczy są tam zapisane daty… płytowych premier. Od niedawna codziennie rano na portalu Zuckerberga przypominam o tych datach, ale dzisiaj jest to wszystko tak mocno i wyjątkowo „rozbudowane”, że szkoda marnować tam miejsca.

Przechodząc do rzeczy: co za produkcje obchodzą 13 sierpnia swoje urodziny?

Blahzay Blahzay Blah Blah Blah

Dobry, aczkolwiek mocno już zapomniany album ze zdecydowanie ciekawszą produkcją jak rapem, mimo że gościnnie pojawiają się Smoothe Da Hustler i Trigger Tha Gambler. Dla fanów ulicznego hip-hopu połowy lat 90. Blah Blah Blah jest obowiązkiem, reszta spokojnie może odpuścić.

Cypress Hill Cypress Hill

Jedna z tych kapel, którymi nigdy się nie jarałem. Nigdy. Owszem, nawet lubię Black Sunday, III: Temples of Boom i przede wszystkim… Till Death Do Us Part, które całościowo jest moim ulubionym dziełem zespołu, i z którym mam przede wszystkim bardzo dobre wspomnienia (był to jeden z pierwszych amerykańskich kompaktów, które kupiłem w okolicach premiery). Jak na ich tle wypada dzisiejszy jubilat? Cóż, tak jak wspomniałem na początku: kompletnie się nie jaram i to nie dlatego, że uważam s/t (a nawet całą twórczość) za cieniasa. Po prostu nie trafia do mnie ta stylistyka, więc dla mnie jest to jedna z tych klasycznych płyt, które w ogóle mnie nie obchodzą, ale jak ktoś lubi…

Da King & I Contemporary Jeep Music

Historia duetu jest o wiele ciekawsza jak sama płyta, ich jedyna swoją drogą, ale warto ją znać. Porównania z innymi wielkimi duetami nie wzięły się przecież znikąd.

DJ Jazzy Jeff The Magnificent

Z tym facetem mam tak, że praktycznie wszystko biorę od niego bezkrytycznie. Jedna z tych postaci, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodły, a jak pokazały jego produkcje z Will Smithem, The Magnificent czy inne płyty to okazuje się, że można imponować cały czas. Cudowne w momencie premiery, cudowne nawet teraz i to właśnie tutaj na szersze wody wypłynął Oddisee. A i pamiętajcie, że następca – The Return of the Magnificent – jest jeszcze lepszy.

k-os Joyful Rebellion
Jedna z tych płyt, o których za wiele powiedzieć nie mogę, bo najzwyczajniej w świecie jej nie pamiętam (a na pewno słuchałem!). Może sprawdzę kiedyś przy okazji, może nawet kupię jak kiedyś znajdę w dobrej cenie, a jak nie to raczej nic się nie stanie. Warto jednak odnotować fakt, że dzisiaj obchodzi swoje święto. Może to dla kogoś ważne?

Roots Manuva Run Come Save Me

Pomyliłem się tydzień temu, bo na swoim twitterowym koncie podałem informację, że premiera była jakoś na początku sierpnia. Nie byłem do końca pewny i musiałem to zweryfikować. Okazało się, że sofomor Manuvy ukazał się ostatecznie 13 sierpnia. Lubię? Tak, a pojedyncze numery nawet bardzo („Witness (1 Hope)”, „Ital Visions”, „Dreamy Days”), ale musiałbym się mocno zastanowić czy akurat Run Come Save Me umieściłbym na podium swoich ulubionych produkcji Brytyjczyka. Wiadomo: debiut poza zasięgiem, zeszłoroczne Bleeds jest znakomite i… Nie wiem sam, albo Slime & Reason, albo to. Raczej to. Raczej na pewno.

Slum Village Trinity (Past, Present & Future)

Niedoceniony i przede wszystkim odbierany przez pryzmat poprzednika album. A szkoda, bo SV zawsze mają dużo do zaoferowania, może nie pod względem rapu, ale samej muzyki. Jak zwykle u nich – esencja hip-hopowego brzmienia Detroit, o które zadbali m.in. Waajeed, Dilla i Karriem Riggins.

PS

Raz na jakiś czas będę wrzucał tego typu posty poza Facebookiem. Szukajcie pod tagiem „tego dnia”.

Zdjęcie/photo: Dan Medhurst

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *