Spacery w Pradze, czyli w poszukiwaniu pewnej czeskiej płyty

fot. Jana Kolasova

Mój urlop był krótki, ale intensywny, więc dzisiaj trochę o hip-hopie naszych południowych sąsiadów.

Wróciłem z Czech. Albo Republiki Czeskiej, bądź Czechii. Co kto woli. Nomenklatura jednak na bok, bo przez trzy dni udało mi się pokonać w Pradze grubo ponad 60 km piechotą, co wcale nie jest jakimś nadzwyczajnym wynikiem, ale o sześćdziesiątkach zawsze można napisać też w pozytywnym kontekście. W dodatku te spacery odbywały się w temperaturach, które teraz nazywane są upałami nie do zniesienia, a jeszcze kilkanaście lat temu były normą.

Właśnie tych kilkanaście lat temu, konkretnie w 2002 roku, u naszych południowych sąsiadów pojawiła się płyta, która zmieniła tam dosłownie wszystko. My 3, debiutancki album Indy’ego i DJ-a Wicha (i w sumie LA4) ma status taki sam, jak u nas Skandal, Nastukafszy, Produkcja Hip-Hop – Jasna/Ciemna czy Kinematografia. Obiekt kultu, który przez kilka lat był niedostępny, a jesli już to tylko z drugiej ręki i od razu w chorych, kosmicznych wręcz kwotach (nawet u nas, paranoja).

Dwa lata temu pojawiła się reedycja My 3, która… stała się jednym z głównych celów mojej podróży do Pragi. Płyta w miarę łatwa do zdobycia pod warunkiem, że udanie przejdzie się te wszystkie problemy występujące na czeskich stronach internetowych. Jednakże po kilku kliknięciach i wpisaniu fejkowego numeru telefonu, bo nie mogłem podać własnego z polskim prefiksem, udało mi się zamówić cedek. Już pierwszego dnia udałem się do Luxora, takiego ich Empiku, na ulicę Spálená i odebrałem długo poszukiwany album.

Mam znajomego Czecha w Pradze, dla którego polski rap jest prawie całym światem. Tak, są tacy ludzie, ale akurat tam to nie dziwi, zwłaszcza, że lata temu nasi byli tam bardzo popularni i często byli inspiracją dla o wiele mniejszej sceny. I kiedy dawno temu podawał mi listę obowiązkowych „pepickich” albumów do sprawdzenia, na pierwszym miejscu postawił na My 3. Czy rzeczywiście Indy i DJ Wich nagrali aż tak wybitną płytę? I tak, i nie, ale skłaniam się ku temu pierwszemu, czasami może nawet bardziej sentymentalnie z racji tego, że album poznawałem dawno, dawno temu na wysłużonym ówcześnie playerze MP3 Samsunga, promowanym kiedyś przez Ebiego Smolarka.

W przypadku My 3 nie oceniam tekstów, chociaż te podobno są dobre i jak na ówczesne czasy była to absolutna czołówka praskiej sceny, oczywiście największej w kraju. Jest też polski wątek – w „Sile Slova” rapuje Eldo i to nie w klimatach wydanej wcześniej Opowieści O Tym, Co Tu Dzieje Się Naprawdę, ale bardziej CKCUA. Wiecie: Hrabal, papier, długopisy, słowa nie wojny i tym podobne.

Bardziej doceniam beaty Wicha, które brzmią jak wypadkowa naszych Emade, Deny i Ośki. Dobrze, momentami wręcz bardzo. Minimalistyczne, pełne uroku i klimatu, który od razu na myśl przypomina nocne życie miasta. Takie Światła Miasta i Kompilacja 2, ale jeszcze bardziej wygładzone i z perfekcyjnie pociętymi samplami. To właśnie to jest największą zaletą, zwłaszcza dla osoby, która kompletnie nie zna języka, a o Czechach najwięcej dowiedziała się z książek Mariusza Szczygła i kilkukrotnych wizyt na Hip Hop Kempie.

No, to teraz nadszedł czas na inny czeski rodzynek, a w zasadzie lentilka – Repertoar grupy PSH. Tutaj sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, bo kilka tygodni temu album zwyczajnie zniknął z zasobów Spotify, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wyczekiwać powrotu i szukać okazji na portalach aukcyjnych lub czekać na reedycję. A nuż i do tego dojdzie?

PS

A przy okazji załączam dwie recenzje, które pojawiły się w pierwszym numerze magazynu „Moment” w 2002 roku.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *