Prosto cztery. Grande finale. Prosto Mixtape Cztery – recenzja

prosto mixtape cztery

Mixtape Prosto Cztery. Banalna nazwa? Może i tak, ale przecież było to już przerabiane wcześniej i nikt nie miał obiekcji, nie inaczej powinno być teraz. Nie wiem jak u was, ale ja w końcu mogę powiedzieć, że jest to w końcu „mixtape”, który jest słuchalny przez osiedlowe ziomalstwo, starbaksową hipsteriadę oraz wykładowców uniwersyteckich.

W poprzednich częściach (Deszczu Strugi, Volt i Kebs) nie chciałem oceniać poprzednich płyt, dumnie zwanych przez Prosto mixtape’ami. Po takim czasie od premiery nie miało to sensu, ale w jakiś tam sposób warto było sobie je przypomnieć przed pierwszym odsłuchem czwartej części, żeby przekonać się czy progres jest notorycznie odnotowywany. Tutaj z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jest i jeśli nie chce się komuś dalej czytać tego tekstu to już teraz może sobie odpuścić dalsze zagłębianie się w „proste” niuanse. To jest najlepsza dotychczasowa część i być może najważniejsza z wszystkich.

Jeśli dalej chce ci się czytać to fajnie, bo pewno razem ze mną stwierdzisz, że czwórka imponuje tym, czego trochę brakowało poprzednim częściom – idealnie trafia w swój czas. Wszystko brzmi tutaj bardzo współcześnie, chociaż może nie aż tak jak nakazują światowe trendy, ale jest ich bardzo blisko, a i przy okazji w niektórych momentach może przyjść na myśl ukryta zapowiedź nowego sublabelu Prosto – Most (en2akowa „Biała Flaga”). Znakomite i być może celowe posunięcie, które jednocześnie… może wskazywać dalszy kierunek, w którym podąży warszawski label.

Zmiany są widoczne na trackliście i tutaj dzieje się tak naprawdę najwięcej. Jacy prowadzący, skoro prym wiodą czterej DJ-e? B, Grubaz, Chwiał oraz Falcon1 – każdy z nich „do obsługi” dostał 5 kawałków, różnych raperów i beatmakerów (którzy dostają też szanse u „konkurencji”: takie Sampler Orchestra występuje zarówno u B, jak i u Grubaza). Każdy część brzmi trochę inaczej, ale też każda z nich na takim poziomie, że ciężko wybrać swojego faworyta. Selekcja, która wystąpiła w przypadku producentów jest znakomita i naprawdę ciężko znaleźć beat, który mógłby się nie podobać. Nawet Statik Selektah, którego prywatnie po prostu nie mogę słuchać, dał całkiem niezłą i przyjemną rzecz, która idealnie komponuje się z tekstem nawiniętym przez Białasa, VNM’a i Obywatela MC. Klasyki za dużo tu nie znajdziecie, ale może to i dobrze? Nostalgia za połową lat 90. w brzmieniu tutaj praktycznie nie występuje, bo w końcu ile można katować do bólu te same patenty? Aha, „Miasto o Świcie” dostaje ode mnie wielkie 5 za samplowanie Stana Borysa.

O ile w przypadku muzyki nie ma się do czego przyczepić, bo jest równo i przede wszystkim świetnie, to już w przypadku raperów wpadamy w standardową konwencję, w której to pierwszoligowe postacie wysuwają się znacznie przed szereg. Chwalenie np. Sokoła, Kę czy Hadesa mija się z celem, bo raczej nie schodzą poniżej pewnego poziomu, ale chciałoby się, żeby ci mniej znani bądź stojący gdzieś tam z boku dali z siebie więcej. O ile w ogóle potrafią, bo słuchając co niektórych można mieć co do tego poważne wątpliwości, a w przypadku innych wymaga się znacznie więcej. Zestawienie w jednej linii karykaturalnego Kaena z Brahem, który pojawia się obok niego w „Szczęśliwym Idiocie”, nie jest najlepszym pomysłem, bo gdzie raperowi z Sanoka do tego drugiego? Inny przykład, który jest typową oznaką hip-hopowego nepotyzmu: zapraszanie do udziału w takim przedsięwzięciu w tych czasach Fusznika, który pasuje tutaj tak samo jak zestawienie w jednym rzędzie trzech wyrazów – „Quebonafide gwiazdą Anticonu”. Sorry, ale to nie to, zwłaszcza teraz, gdzie swoje wcale niemałe skillsy pokazują tacy raperzy jak wspomniany już Quebo, Taco Hemingway czy HuczuHucz.

Cała otoczka związana z wymyślaniem tematów na płytę przez Eisa i Jakuba Żulczyka, Taco, Sokół i Ras na jednym tracku, koncept z DJ-ami czy wreszcie forma KęKego to nic wielkiego w porównaniu z czymś innym. Wiecie co jest w tym wszystkim dla mnie najlepsze? Wydanie. Jeśli mieliście Yeezus w swoich rękach to wiecie czego można się spodziewać. Z racji tego, że kocham minimalizm w każdej postaci to dla mnie jest to zdecydowanie najlepiej wydana płyta w tym roku w Polsce. Szkoda tylko, że w związku z tym rodzą się obawy, że za kilka lat bardziej będę pamiętał o tym, jak o samej zawartości, ale co w tym złego? Przecież to też apogeum zmian w samym Prosto, a i nie mogę wykluczyć antycypacji jeszcze lepszych czasów dla nich.

7

PS

Chcielibyście dostać ten album? Śledźcie fanpage, bo w najbliższych dniach będę rozdawał to i owo.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *