Marketingowi królowie. Na banknotach. Królowie Życia – recenzja

gang albanii królowie życia

Byłbym kłamcą, gdybym napisał, że nie czekałem na ten projekt. Ale byłbym jeszcze większym kłamcą, gdybym napisał, że jest to zła płyta.

Królowie Życia nie są płytą złą. Są miejsca, gdzie jest bardzo źle, ale są też miejsca gdzie jest całkiem przyzwoicie. Duża w tym zasługa przyzwoitych i melodyjnych refrenów i nie mam tutaj na myśli osławionego, debilnego wręcz punktu kulminacyjnego z „Klubu Go Go”. To jest główna siła albumu i na tym praktycznie pozytywy się kończą. Chyba że można zaliczyć do nich jeszcze napompowany do granic możliwości marketing. Jak się okazało – bardzo skuteczny na każdym polu. Było głośno, dobrze się sprzedało i prawie wszyscy są zadowoleni.

O historii Gangu, jego bycie (i chwilowym niebycie) na pewnym portalu społecznościowym można by było napisać dość długą pracę. Zerknijmy zatem na to, czym tak naprawdę jest ten cały Popek z ekipą. Ewenementem czy jednorazowym wyskokiem? A może i jedno, i drugie? Niezupełnie.

Raperzy jak raperzy – nic ciekawego, z kilkoma celnymi wersami, bez ogólnego szału. Mam wielki szacunek dla Popka, że w pewnym momencie „kariery” zwrócił uwagę, że w jego przypadku droga nie wjedzie przez poważne rapowanie. Zabawa konwencją wyszła mu na dobre, i mimo że artystycznie nie są to za wysokie progi, to i tak jest o wiele lepiej niż miało to miejsce kilka lat temu np. podczas występów z krakowską Firmą. Ta zmiana jest dużą zaletą i w ogólnym rozrachunku Pop stał się gościem, którego można słuchać z pewną dozą dystansu. I ma to miejsce właśnie tutaj. Raz lepiej, raz gorzej, ale też tak, jak można było się spodziewać. Bez większego szału, ale też bez wielkiej wczuty. I najważniejsza jest tutaj kwestia podejścia do muzyki przez niego tworzonej. Dystans – słowo klucz. Jego brak – są problemy.

Inaczej jest z Borixonem, który przecież w tamtym roku dał światu całkiem porządny materiał. Regres jest słyszalny od jego pierwszych wersów, ale… jest to spowodowane zupełnie inną stylistyką Gangu Albanii w stosunku do jego natywnych, solowych nagrań. Ilość debilnych wersów wręcz poraża, wszystko jest zarapowane na jedno kopyto i na dłuższą metę niesłuchalne. I to jest jego największy problem, bo o ile u Popka można było się spodziewać takich rzeczy, to u Kielczanina niezupełnie. Czuć, że jest to postać, która została sztucznie włączona w szeregi zespołu i zupełnie tam nie pasuje. Gościnny feat? Jak najbardziej. Cała płyta? Dzięki, ale nie.

Ten dość słaby i miałki rap został zarzucony na proste, wręcz prostackie, żałośnie brzmiące produkcje, które… potrafią zabujać. Fakt, że opierają się na kilku znanych eurodance’woych samplach podrasowanych clapami i cykaczami do potęgi entej jak u początkującego producenta i w ogólnym rozrachunku brzmi to fatalnie, ale… No właśnie. Sprawa wygląda jednak tak, że panuje swego rodzaju chemia na linii rapu Popa i BRX’a oraz muzyki Roberta M. „Kokainowy Baron” (być może najbardziej reprezentacyjny kawałek na płycie) czy przede wszystkim „Blachary” brzmią w ogólnym rozrachunku całkiem nieźle.

Były momenty, że się uśmiechnąłem. Naprawdę, zdarzają się celne obserwacje i linijki, ale jest ich mało jak na 13 kawałków. Z drugiej jednak strony nie spodziewałem się nie wiadomo czego i pewno, gdyby nie ten wspomniany marketing, nawet bym nie sięgnął po ten album. I mój problem z nim się kończy, jednocześnie nawet się na poważnie nie zaczynając. Posłuchałem, wyłączyłem, za jakiś czas zapomnę. Może kiedyś z nudów wrócę. Odnoszę wrażenie, że najbardziej skarceni tym albumem są ci, którzy najwięcej krzyczeli już przed samą premierą. Czego można było się spodziewać? Ano tego, co otrzymaliśmy. Płyty miałkiej i nijakiej, nastawionej na sukces komercyjny, ze specyficzną otoczką i bez konkretnej grupy fanów. Kilkadziesiąt tysięcy osób, które zakupiły Królów Życia mogło oczywiście się pomylić, ale ta pomyłka wcale nie jest niewybaczalna. Na imprezę, na której nie przywiązuje się większej uwagi do muzyki jak znalazł. Problem zaczyna się wtedy, kiedy zaczynamy oceniać Gang Albanii na poważnie. A tego nikomu nie życzę.

5

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

2 komentarze do “Marketingowi królowie. Na banknotach. Królowie Życia – recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *