Jeżozwierz „Jebać tytuł”

Nielegal, który jebie system i to nie tylko ten warszawski. Trochę jak Illmatic, ale w wersji z Ochoty, a nie Queensbridge.

Generalnie to ja bym się zastanowił, czy na pewno aż tak jebać (nie tylko tytuł), bo ten piekielnie dobry album Jeżozwierza łączy wszystko to, co najlepsze w złotych czasach polskiego undera i uderza ulicznym stylem tak bardzo, że spod tynku zaczynają wyłazić dawne napisy.

Cholera, wróciłem do tej płyty po nie pamiętam ilu tam latach i wrażenie mam chyba identyczne jak przy premierze. Wpierdol liryczny, całość działa jak reportaż z jakiegoś mainstreamowego programu telewizyjnego, który leci po 22. Ale Jeżozwierz na szczęście nie koloryzuje i nie szuka sensacji. Potrafi pisać i mimo świetności późniejszych projektów (kozacki Pan Kolczasty), to właśnie tutaj jest jego opus magnum. Dobra, nie licząc zworki z „…Widzę szaleństwo” Mesa. Polecam – niekoniecznie serdecznie – sprawdzić raperskie wygibasy w postaci „Śledztwa”, „Witam” i „Oldschoolowego numeru”, w którym klasę pokazuje również Kfiat. Całość brzmi tak, jakby ktoś wrzucił polskie wersy na podkłady z The Infamous Mobb Deep – mrok, surowość, brud. Momentami ma to duszny klimat jak Dah Shinin’ Smif-N-Wessun, kiedy indziej uliczną poetykę rodem z Lifestylez ov da Poor & Dangerous Big L-a.

Jebać tytuł imponuje prostotą, jest hołdem dla dawnej szkoły, a po odsłuchu stwierdzam z pełną odpowiedzialnością, że jest naprawdę konkretnie i grubo. I gdyby Mentzen miał to w swojej deklaracji, to ja bym się pod tym podpisał. Beaty klasyczne, bez kombinowania, z basem i nowojorskim sznytem na czołówce. To klasyka w najlepszym wykonaniu, a swoiste „the best of” zaliczył Święty.

Na luzie jeden z najlepszych polskich nielegali i płyta, która jest mocnym dokumentem tamtych czasów.

Rating: 4 out of 5.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *