Nadszedł czas, żeby podsumować czeski festiwal. Jak było w Hradec Kralove?
Bez zbędnego przedłużania – 18 wniosków na pełnoletność czeskiego festiwalu.
1. Ciągle zastanawia mnie to, jak wiele osób wierzy, że narkotyki w Czechach są legalne. Litości…
2. Żurek na Kempie już zawsze będzie mi się kojarzył z jakimś dzieciakiem, który ileś tam edycji temu (2016 lub 2017) przygotowywał na polu namiotowym tę pyszną zupę z dodatkiem… mefedronu. W tym roku aż takiego hardkoru (chyba) nie było, ale na niewielkiej, klimatycznej scenie Chapeau Rouge wystąpił raper o takiej ksywce. I co najgorsze – był to jedyny zły koncert, który widziałem na tegorocznej edycji. Kompletne nieporozumienie, które nijak nie pasowało do idei eventu. I żeby nie było – ja do Żurka nic nie mam, nie moje loty, ale zastanawiam się, czy ktoś wcześniej w ogóle zweryfikował artystę, który pasuje tam jak pięść do nosa.
3. Ale zaznaczę też od razu, że koncertowo był to i tak zdecydowanie najlepszy Kemp na którym byłem.
4. Pierwszy raz widziałem na żywo Pryksona Fiska i jak dla mnie to była czołówka tegorocznej imprezy. Nie wiem, czy top 5, ale na pewno blisko. Osobne propsy dla Korsona i DJ-a Bulba, którzy świetnie wspomagali rapera na scenie.
5. Mocno muszę też pochwalić Mix Master Mike’a (na zdjęciu głównym), Freddiego Gibbsa, Dwa Sławy, Da Flyy Hooligana, Supę & Jozefa Engerera.
6. Trochę mniej Hocus Pocus, Aviego i Louisa Villaina, Tedego i Abla, ale też mi się bardzo podobało.
7. Koncert Masta Ace’a jest dla mnie tym, o którym nie wiem, co powiedzieć. Zero oczekiwań, zero rozczarowania. Po prostu się odbył.
8. Niestety, ale nie zdążyłem na występ Black Milka i z oddali słyszałem jeden numer. A od zaufanych ludzi wiem, że był to bardzo, bardzo dobry koncert. Nie rozumiem tylko, co za mądrala wymyślił sobie, żeby reprezentant Detroit zagrał o godzinie 15… Litości…
9. Pochwalę też Pawbeatsa z livebandem, ale nie wybaczę problemów technicznych. Całkowicie skopały sprawę, a nie wiem kogo mam obwiniać. W sumie, czy to teraz takie ważne?
10. Proceente jako prowadzący spisał się świetnie i udanie maskował wszystkie problemy, z którymi musiał spotkać się Pawbeats.
11. Po raz pierwszy spotkałem aż tyle osób, które przyjechały tu po raz pierwszy. Wszyscy byli zadowoleni.
12. Na polu dziennikarskim nie było, uwaga, ANI JEDNEGO kibla. Wyższy poziom abstrakcji, o której celnie napisał Vu.
13. Ktoś jednak wpadł na pomysł, żeby Wi-Fi działało na terenie całej imprezy i za to muszę dać dużego plusa, ale i tak nie rekompensuje to pełnych gaci.
14. Zabrakło mi klimatu hangarów, a zastępujące je Backspin Stage to nic innego jak niewielka (naprawdę niewielka) scena postawiona frontem (!) kilka metrów przed wejściem (!!!) do jednego z hangarów. Nie wiem, kto wpadł na tak szatański pomysł.
15. Ochrona chyba znowu wzięła się z przypadku i nie mam na myśli tylko słodkich snów niektórych ochroniarzy. Na szczęście w tym roku jednak nie powtórzyła się sytuacja z poprzednich edycji, kiedy to wpuszczali dziennikarzy jak chcieli, nawet kiedy ci mogli wejść w dane miejsce.
16. Szkoda też, że ostatniego dnia ktoś mi ukradł buty sprzed namiotu. I nie tylko mi, bo banda złodziejaszków grasowała po polu dziennikarskim i ukradła kilka rzeczy ekipie Polish Street Team – od głośnika Bluetooth po plecak z dokumentami. I najbardziej szkoda mi polskiego składu, bo ci ludzie od lat wkładają dużo serca, żeby festiwal jakoś wyglądał, a tu spotkała ich taka przykra niespodzianka na sam koniec…
17. Stąd też szacun dla całej polskiej ekipy, że trzymają to jeszcze w ryzach. „Podobno” nie zawsze im po drodze z Czechami, ale i wiem, i widzę, jak bardzo się starają, żeby czas w Hradec Kralove płynął lepiej.
18. Ładny był ekran powitalny w kempowej aplikacji, na którym pojawiała się magiczna fraza „In rap we trust”. Niech to będzie najlepsze podsumowanie 18. edycji Hip Hop Kemp. Niezłej, z wieloma mniejszymi i większymi przeciwnościami, ale pozwalającej wierzyć, że rap ma się dobrze.