W.E.N.A. „Wyższe dobro”

Trzeba wiedzieć z kim się trzymać, żeby dostać takie podkłady. I po latach bronią się znakomicie. A jak z rapem?

Kiedy dowiedziałem się, że Wyższe dobro będzie dostępne na kasecie, wzruszyłem ramionami, a żeby nie powiedzieć dosadniej, miałem to kompletnie gdzieś. Natomiast informacja o tym, że debiutancki album Wudoe w końcu trafi na streamingi, sprawiła mi autentyczną radość, bo playlisty na Spotify kilkoma mocarzami same się nie uzupełnią. Jest jednak łyżka dziegciu w tej beczce miodu.

Wyższe dobro jest jedną z tych płyt, które doskonale oddają klimat polskiego undergroundu końcówki jego złotej ery, mimo że rap gospodarza – umówmy się – jest dość przeciętny w porównaniu do takiego Smarkiego (który tutaj zjada swoją zwrotką „Getto”), Zkibwoya, Jimsona czy Wankeja. Dużo spiny, mało luzu, flow gdzieś poza orbitą. Tutaj rządzą producenci, przez co W.E.N.A. ginie w gąszczu kapitalnych podkładów. Ekipie, w skład której weszli m.in. Kixnare, Demen (cichy bohater tego projektu i autor totalnie przemilczanego Sound Surfing) i DJ Medyk udało się stworzyć klimat przez wielkie „K”. Klasyczny hip-hop pełen sampli, ciepłego brzmienia i świetnych perkusji. Ba, od lat jestem zdania, że jest to jedna z najlepiej wyprodukowanych polskich płyt, co ważne – z istotną rolą DJ-ów, bez których tak wyjątkowo by nie było. „Smak blokowisk”, „Ostatni prawdziwy”, „Proste to jest”, czy mój faworyt i zarazem jeden z ulubionych utworów w polskim rapie – „Mówią na mnie” – to najlepsze przykłady.

Problemem jest sam W.E.N.A. Nigdy nie byłem jego wielkim fanem, ale daleko mi było też do wytykania palcami, a tematy związane z działalnością na wpół influencerską omijałem szerokim łukiem, tylko uśmiechając się pod nosem. Ostatni prawdziwy, wiadomo, ale też typowy raper środka z przebłyskami, które i tutaj się zdarzają. Słynne „Korytarze liceum” to solidny numer z dozą nostalgii, „Salutuj” to mocny osiedlowy joint, dla niektórych wręcz hymn, ale tytułowy numer to już wybitny przykład samozaorania. W kategorii autodissów – czołówka. A że dobrze się tego słucha? To już inna sprawa.

Zaraz po premierze o samej płycie tak pisał Ment, podpisany jako kk, na nieodżałowanej i wciąż będącej głęboko w moim sercu Wersalce. Pisownia oryginalna:

W.E.N.A. inaczej Wudoe albo dla zwolenników wielu alternatyw – Montana Maxx. Warto zapamiętać te trzy ksywki, bo to koleś który w rapie, jak się mawia, „siedzi nie od dziś”. Gdzieś po cichu, nikomu nic nie mówiąc przygotowywał swój debiutancki krążek. „Wyższe Dobro” albo będzie miało mocnych zwolenników albo jeszcze mocniejszych przeciwników. Osobiście – należę do tych pierwszych.

Płyta to przede wszystkim dużo samego Weny, który w prawie każdym tekście wypowiada się w dość autobiograficzny sposób. Dzięki temu brzmi wiarygodnie, a często rzucane „kurwa” nie drażni ucha, tylko pozwala bardziej wczuć się w atmosferę Warszawskiego życia przedstawianego przez Montanę. Przekrój tematyczny począwszy od przechwałek, poprzez wspominanie liceum i „szanujących” się dziewczyn, aż na blokowiskach kończąc, to dowód otwartej głowy autora. Pewnie duży w tym wpływ mają wymieniani przez Wenę artyści: Ray Charles, Bobby Womack, Rose Royse, A Tribe Called Quest, Common i Pete Rock. Klasyka i powrót do połowy lat ’90 stały się wyznacznikami „Wyższego Dobra”. Co często słychać, zwłaszcza w technice i wersach Weny, przeważnie prostych i zrozumiałych dla słuchaczy. Bez zbędnych pierdół trzy po trzy dla popisu. Nie wiem tylko, czy 15 numerów na solową płytę to nie lekkie samobójstwo. Mimo wielu bitmejkerów (m.in. Święty, Puzzel, Kixnare), muzycznie mogło być lepiej. Poza wieloma producentami, gościnnie udzielają się m.in.: Emil Blef, Brudne Serca, Mały Esz Esz. Warto wydać 18 zł, by poczuć się jak dobrych kilka lat temu.

Pamiętam te czasy, gdy album można było kupić w wątpliwej jakości slim case, który wówczas był dość popularny w undergroundowym środowisku. Późniejszą, fatalną reedycję z 2009 roku ze zmienioną tracklistą sprzedałem bez żalu, więc wciąż czekam na porządne wznowienie – podobnie jak za czasów Aptaun Records. I co? Wyskoczyli z kasetą… Ludzie…

Wiosna 2007, czytanie wspomnianej Wersalki, RawRapu i leksykonu „Beaty, rymy, życie”, słuchanie J-Live’a, Fabolousa i w końcu Wyższego dobra przez kilka dni od premiery. Tak było, od kilku dni jest podobnie i mimo kilku wad jest mi z tym nawet dobrze.

Rating: 3.5 out of 5.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *