Przed Falami: The College Dropout

dropout bear

Wieczór. Siedzę i analizuję ostatni transferowy dzień, który był w zasadzie nudny. Nie działo się nic ciekawego, a Guardiola w City to tak naprawdę nic, co mnie nadzwyczaj mocno rusza. Logiczne, że jak nie futbol, to zostaje jeszcze muzyka, a tutaj to się działo. Przynajmniej u mnie.

APA. IPA. Ukochane piwa. Kiedyś jeszcze pszenica, ale praktycznie definitywnie przerzuciłem się już na jasne ale. Tak więc sączyłem sobie piwo i postanowiłem sięgnąć po jakąś staroć. Wybór padł na The College Dropout. Staroć? Nie do końca, bo za kilka dni album kończy „dopiero” 12 lat, więc nie jest to jakiś szmat czasu. Wrażenia po latach? Opad szczęki.

Zawsze lubiłem ten album, ale wczorajszego wieczora dobitnie przekonałem się jak bardzo. Nie wiem, ale nie jestem w stanie zrozumieć tych, którzy nie są w stanie polubić tego esencjonalnego i soulfulowego piękna płynącego prosto z głośników. Kanye jeszcze z dala od buractwa, które tak naprawdę w niczym mi nie przeszkadza. Kanye korzystający na maksa z dobrodziejstw amerykańskiej czarnej muzyki, a od siebie wznoszący ją na jeszcze wyższy poziom. Kanye, którego nie dało się nie lubić.

Uwielbiam, po prostu uwielbiam i ten powrót po latach do tej płyty utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że obok Yeezy’ego nie da się przejść obojętnie. Albo go się kocha za to co robił i robi, albo go się nienawidzi za to, co robi. Taki jego urok, ale nikt mi nie powiem, że debiut nie potrafi łamać serca. „Through the Wire” czy „Never Let Me Down” to prawdziwe popisy typa (chociaż z pomocą innych…), który wybitnym raperem nigdy nie był, ale swoją charyzmą, autentycznością i skrupulatnie budowanym planem na wygrywanie życia przyćmiewał wszystkich. Boss. A „Jesus Walks”, który jest popisem zarówno jego, jak i Rhymefesta, który napisał ten tekst? A „Spaceship” z ciągnącymi numer GLC i Consequencem? Esencją tamtego Westa jest jednak „Slow Jamz”. Słodycz z fantastycznym rapem i charakterystycznymi samplami…  Nie do końca jego? Kogo to obchodzi.

Reminiscencja szkolnych lat. Pierwsze papierosy, używki, coraz mocniejsze lubowanie się w piwie oraz te nerwowe wyczekiwanie na listonosza u babci pewnego chłodnego dnia. Wiedziałem że wtedy przyjdzie i przyniesie mi ten album. Tak było.

Był zajebisty.

Jest dalej.

Zdjęcie/photo: reddit.com

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *