
Jeden z wielu władców Nowego Jorku udowadnia, że ciągle jest w formie.
Zadanie to nie było łatwe, ale okazało się, że i raper, i producent dźwignęli całość, wykonali robotę i splunęli na chodnik.
Recenzja King’s Disease Nasa to kolejny z moich reślizgowych tekstów. Krótko – dobra płyta, momentami nawet bardzo dobra. I mam wrażenie, że znacznie lepsza od połowy dyskografii Nasira.
Nasir nadal rządzi i co do tego nie ma żadnych wątpliwości, nawet wtedy, gdy ponownie wchodzi na niezbyt odkrywcze afroamerykańskie grunty, ciągle ogrywane na te same sposoby.
fragment recenzji
Cały tekst znajdziecie tutaj.
Jedna myśl w temacie “Nas “King’s Disease””