Wrocławski producent znów robi wszystko po swojemu i wychodzi na jego. Nowy album to chimera, ale też fascynująca podróż do… lasu.
Lubię muzykę Lulka. Nagrany wespół z Magierą 2071 to klasyk, dla mnie totalny i cudowna retrospekcja wrocławskiej sceny z okresu świetności. Sfond Sqnksa to już zupełnie inna jazda, bo chyba polski rap nigdy nie ocierał się tak mocno o George’a Clintona i świtę. „12 groszy” Kazika? Sorry, ale nie. No i te cholerne Przez ścianę z 2007 roku z innym bohaterem, Roszją. Małe dzieło, które coraz bardziej niektórzy doceniają po latach.
Mógłbym wymienić jeszcze kilka innych produkcji (Night Moves!), ale nie będę na siłę pompował znaków, więc zasadnicze pytanie — jak na ich tle wypadają Drgania? Dobrze, ale ze znacznie mniejszym replay value. Coś jak Liście, też nagrane z Magierą, który jest obecny również tutaj w dwóch kompozycjach, ale jeszcze trudniejsze w odbiorze. Lu sięga tutaj sporo po etno i prócz klasycznych instrumentów wykorzystuje takie jak gong, wodofon czy misy.
Od siebie dodam, że instrumentarium jest bardzo ciekawe i kreatywne. Ponoć internet już czeka na wersję graną na kubku termicznym (użyty w dwóch numerach).
Graf Cratedigger w temacie Drgań
Tutaj trzeba wpierw zwracać uwagę na każdy detal, potem docenić całość, jak to wszystko zostało ładnie poskładane. I wtedy da się znaleźć swojego faworyta, bo naprawdę dużo przyjemności daje mi „Mastra”, która w połowie zaczyna skręcać w jakieś leśne drillowanie, elektroniczna i chyba najbardziej rozbudowana „Nebula”, czy dość kwaśny, ale też łatwy w odbiorze „Soliton”.
Jest też w tym łyżka dziegciu. Na wymioty mnie bierze, jak zaczyna startować „Anioł z popiołów”, bo jednak z industrialnymi klimatami nie chcę mieć nic wspólnego. Ambientowe „Neptun” i „Stalaktyt” zostały tak nieznośnie okrojone z dźwięków, że nie wiadomo, co o nich sądzić.
Mimo kilku słabszych fragmentów — obowiązkowo. Drgania to muzyka trudna, ale satysfakcjonująca. Abstrakcyjna, lecz często przyswajalna i nieprzeładowana dziwnymi schematami, których zamysł zna tylko sam autor. A może mi się tylko tak wydaje? Ważne, że Lulek znowu daje radość ze słuchania muzyki, czyli jako muzyk spełnia swoją misję.
Do zamówienia na Bandcampie, limitka 300 sztuk.