Najwyższy czas zabrać się za podsumowanie roku.
Specjalnie nie chwaliłem się swoimi statystykami ze Spotify. Celowo je zostawiłem na podsumowanie minionego roku, bo nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo mijają się z moimi opiniami. Popatrzcie tylko na poniższą grafikę.
Na pierwszym miejscu wśród najczęściej słuchanych przeze mnie artystów znalazł się O.S.T.R, czyli facet, który jest autorem jednych z najsłabszych dla mnie płyt w 2019 roku. Oczywiście biorąc pod uwagę tylko tych zawodników, którzy liczą się na scenie, więc w tym przypadku pomijam produkcje, które miały lub ciagle mają raptem kilkaset wyświetleń (Rap na chacie, heh). Jestem zdania, że tak słabo u Adama nie było, a prawdziwą wisienką na torcie był singiel „Gniew”, który spokojnie mogę nazwać samounicestwieniem jednego z moich ulubionych raperów. Przynajmniej kiedyś.
Skąd w takim razie taki wynik w moich spotifajowych statystykach? Bardzo dużo słuchałem Jazz, dwa, trzy, mimo że album stoi na półce i wcale się nie kurzy, bo w miarę regularnie gości w moim odtwarzaczu. Dla mnie to ostatnia płyta Ostrego, na której słychać Adama takiego, jakiego lubiłem najbardziej. Po latach jeszcze bardziej u mnie zyskała i mocno zastanawiam się, czy przypadkiem nie znajdzie się u mnie tuż za podium w jego dyskografii. A przypomnę, że jeszcze niedawno podchodziłem do tej produkcji jak Simone Zaza do karnego. Oczywiście do tego trzeba doliczyć odsłuchy Instrukcji obsługi świrów i Arhytmogenic EP na potrzeby recenzji. Niemniej, ciągle kibicuję i podświadomie wierzę, że Ostry nagra coś jeszcze na miarę swoich możliwości.
Streamingowe podsumowania od zawsze uważam za trochę zakłamane, bo ciagle dużo słucham płyt i ciężko mi oszacować jak wygląda rok, bo w korzystam również z Tidala, Soundclouda, Mixclouda i YouTube’a. Nawet MP3, które w zasadzie stanowi u mnie margines i oprócz starych nielegali, czy niekiedy podsyłanych promosów, nie ma większej racji bytu, raz na jakiś czas przecież gości w iTunes.
Zgadzam się natomiast ze Spotify w przypadku słuchanych utworów: na jedynce zdecydowanie „To tu pardon” LITOST, potem „Balans” Palucha, „Sun City” Golem, „Ciepło ciała” Wac Toi, „Warzone” JWP/BC, „1999” Charli XCX, „hot coffee” schaftera, „Ballad” Piierre’a Bourne’a i „Nic” Borixona. Cała playlista na dole wpisu. Myślę, że całkiem nieźle oddaje to, co mi się najbardziej podobało w 2019 roku.
Kończąc już wątek serwisów streamingowych – już za kilka dni moje podsumowanie minionego roku. Już dawno żaden rocznik nie był tak bardzo zdominowany przez jeden gatunek, a tym był… rap. Nie tylko z racji obowiązków dużo słuchałem naszych nawijaczy – nie dość, że sprawdzałem praktycznie wszystkie nowości, szukałem na własną rękę perełek podziemia, to w dodatku wracałem do żelaznych klasyków i tych płyt, które zwyczajnie lubię. Wśród nich m.in. Sequel, 20, Fino Alla Fine, Polska gotówkowa, Jak nowonarodzony…, Black Book, Na zawsze będzie płonął, Mołotow, pierwsze dwie części Autentyków, Internaziomal, Uśmiech Kaza Bałagane dla Wiktorii, Tony flegmy i wspomniany już Jazz, dwa, trzy. Było tego naprawdę sporo.
To był również pierwszy rok, kiedy zdecydowanie więcej słuchałem rapu z Europy niż ze Stanów Zjednoczonych. Najwięcej z Niemiec – poznawałem klasykę, chłonąłem sporo nowości, poznawałem epokowe dzieła i kupiłem sporo płyt naszych zachodnich sąsiadów. Co ciekawe, to często na mojej rotacji były też albumy z Czech, zwłaszcza Repertoar PSH oraz My 3 Indy’ego i Wicha.
I na sam koniec – 2019 rok był również tym, w którym ograniczyłem wydawanie pieniędzy na płyty. Na kompakty, kasety (chyba tylko jedną, konkretnie tę), winyle i streamingi przeznaczyłem dokładnie 1937,14 zł. Bywało zdecydowanie więcej, a teraz nawet miesięczna średnia wydaje się dość mizerna. Co ciekawe, w listopadzie i grudniu kupiłem tylko jeden album – winyl The Misadventures of a Middle Man Essy.
Pełne podsumowania w przyszłym tygodniu – tym razem stawiam na same albumy, bez wydarzeń (no bo co? raper w wannie?!), singli itd. Tylko płyty. Narpiew (#kmwtw) te, które były blisko.
Jeden komentarz do “2019 i O.S.T.R., czyli dlaczego to był jego rok”