Intergalaktyczna podróż w upalonej przestrzeni.
Pamiętam jak kilka lat temu Taco Hemingway wysłał mi maila z podziękowaniem za recenzję Trójkąta Warszawskiego. Był to pierwszy tekst, który w mniejszym bądź większym stopniu promował EP-kę. Jak to się wszystko później potoczyło, wszyscy wiedzą doskonale. Dlaczego o tym wspominam?
Podobna sytuacja ma miejsce z Pryksonem Fiskiem. Powołam się tutaj na ostatni wywiad, który pojawił się w „Życiu Siedleckim”, kiedy to redaktor przywołał ten tekst. Recenzja LoFi EP była pierwszą w Polsce i, skromność mode on, pomogła w promocji siedleckiego rapera wagi ciężkiej (i dosłownie, i w przenośni). Trendy antycypować trochę potrafię, ale mam jeszcze większą satysfakcję, kiedy patrzę na drogę, którą przeszedł Prykson Fisk od EP-ki, która wcale nie była pierwszym dziełem MC, do legalnego K02M02-u.
J. Sands powiedział kiedyś bardzo mądre słowa – „Spędziłem 14 lat rymując, zanim w ogóle nawet pomyślałem o wydaniu płyty”. Tu jest podobnie – Prykson Fisk długo przygotowywał grunt pod legalny LP, który był zapowiadany jako jego opus magnum. I nie mogę się tutaj z tym nie zgodzić – to zdecydowanie najlepsza rzecz jaką nagrał i wcale nie jest problemem to, że kompletnie nic nowego tutaj się nie usłyszy. Liczy się klimat, a ten wykreowany przez umiejętności i hipnotyzujący głos rapera, robi największą robotę. Płyty nie słucha się dla celnych i spostrzegawczych linijek, zapadających w pamięci wersów czy popisów na majku. Liczy się całość – od A do Z z naciskiem na „P” w międzyczasie, co dużo powinien tłumaczyć otwierające „Pozytywnie”.
Klasyczne, boom bapowe beaty, mocno ocierające się o estetykę lo-fi, czasami sięgające po jeszcze bardziej oszczędne formy, jak to jest w przypadku „Dżointa / Nocy” i „Przerwy Na…” Kocura czy „Wysoko”, w którym Moo Latte zamienił się na skille z Madlibem. Porusza głębia „Za dużo myślę / B+” Miroffa i eemzeta, BKND swoimi „Konstelacjami / Ląduj” przypomina drugie The Pharcyde, a 1988 schodzi do zalanej piwnicy w „Locie 87-88”.
Trochę problemu sprawiają mi goście. Hades jest w ostatnim czasie strasznie skrajny i po ostatniej, solidnej produkcji tym razem prawie mnie uśpił przy zwrotce w „Hip Hop Shit”, w którym bezbarwnie wypada również inny ancymon, Guilty Simpson. Imponujący bardziej ksywką (co brzmi trochę dziwnie, bo 2020 to jednak nie 2008, ale fajnie go jednak mieć na albumie) niż zwrotką, ale dwójka została skutecznie pogodzona przez gospodarza. Włodi, producent wykonawczy albumu (tak, ktoś pomyślał o takiej instytucji u nas), już dawno przecież nic nie nawinął o paleniu, więc w „Przerwie Na…” jest w swoim żywiole. I najważniejsze – gdzie trzeba Prykson Fisk podśpiewa, a jeśli nie może to umiejętnie pomaga mu fenomenalna Kornelia Piekart, cicha bohaterka całości, podobnie jak genialni DJ-e. Nie wychodzący przed szereg, ale skrycie robiący to, co do nich należy.
Mija kolejny rok, Prykson Fisk trochę przystopował z kolejnymi projektami i skupił się na swoim największym dziele. K02M02 to najczęściej słuchany przeze mnie polski album tego roku, w kilku fragmentach wręcz spełnienie marzeń mojego gustu i dający pozytywny vibe, który unosi bardzo, ale to bardzo wysoko. Milionów wyświetleń się nie spodziewam, ale miejsca w undergroundowej historii, raczej tej do bólu konserwatywnej, raczej tak.
Jeden komentarz do “Prykson Fisk „K02M02 (I Need Space)””