Wydaje mi się, a w zasadzie wiem, że nie byłoby wielkim nietaktem, gdybym nazwał 600V największą polską hip-hopową postacią. Godnych konkurentów zapewne by się kilku znalazło, ale jeśli patrzeć tylko na wpływ na całą scenę i być może otwarcie jej wrót dla innych ludzi na jej samych początkach nad Wisłą, to Imbierowicz okazuje się bezkonkurencyjny.
Odpoczęli po sylwestrowych zabawach? No to jedziemy. W poprzednim wpisie traktującym o „debiutanckim” mixtapie od Prosto pisałem trochę o samym rozwoju wytwórni i o tym, że jej zmiany na przestrzeni lat nadają się do opisania w osobnym poście. Być może kiedyś coś takiego popełnię, bo jest to długa i ciekawa historia, ale jeżeli label Sokoła zasługuje na taką notę, to 600V powinien doczekać się własnej biografii. Pionier, który w swoich najlepszych latach był prawdziwym monopolistą, więc w związku z tym mogą się rodzić pytania takiej jak „czy aby na pewno mamy do czynienia z jednostką wybitną?”. Kwestia indywidualnej interpretacji, bo jak dla mnie do tych najwybitniejszych mu jednak dużo brakuje, ale skala jego wkładu w cały polski rap jest niepodważalna w żadnym wypadku.
2010 rok był dla mnie bardzo dobry. RAPort całkiem nieźle sobie radził, a może nawet i lepiej (jak nie wierzycie to sprawdźcie sobie archiwa). Odbył się fantastyczny mundial z kilkoma niezapomnianymi spotkaniami oraz otoczką, która wokół nich się pojawiła. Hip-hop w Stanach zaliczył najlepszy rok od niepamiętnych czasów. Podarował światu kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt GENIALNYCH płyt, z czego lwią część można nazwać klasykami. Debiut Big Boia – jakieś wątpliwości? Okej, a co z tym rodzimym? W moim przypadku ten rodzimy kompletnie nie spełnił wymagań, ale kilka jasnych punktów się pojawiło. Jednym z nich był Prosto Mixtape 600V.
Informacje o tym, że to właśnie DJ 600V będzie opiekunem przyjąłem ze spokojem. Nie spodziewałem się wielkich rzeczy, ale też nie mogłem liczyć na raczej coś słabego. W takim razie jak wyszło? Jest nieźle, ale do ideału jeszcze daleko. Progres jest słyszalny od pierwszych dźwięków, a i tracklista wygląda bardziej obiecująco jak prawie 4 lata wcześniej, chociaż z drugiej strony znowu jest dużo kawałków, które są zwykłymi wypełniaczami albo są po prostu słabe. Za minus spokojnie można uznać długość materiału, bo ten skompletowany na dwóch kompaktach jest ewidentnie za długi, nawet w momencie, kiedy porzucam prywatę (sorry, nie lubię dwupłytówek) i staram się podejść do sprawy z jak największym rozsądkiem.
Kto wie czy to właśnie nie tutaj pojawił się mój ulubiony utwór z wszystkich mikstejpów Prosto. Mój ulubiony Hadesa oraz mój zdecydowany faworyt, jeśli chodzi o beaty Bodziersa – „Strach Czy Respekt”. Zdecydowanie najmocniejszy moment na składance, być może nawet jeden z najcelniejszych strzałów w całej historii Prosto, więc jeśli ktoś się liczy z moją opinią to chyba ciężko o lepszą rekomendację. Wybierać jest z czego, bo tracklista składa się z ponad 40 numerów, więc ciężko by było nie znaleźć czegoś dla siebie, nawet ograniczając ją do, powiedzmy, 10 numerów.
A jak wypadają ci najważniejsi – 600V oraz duet prowadzących? Nie ma się do czego przyczepić, zwłaszcza do DJ-a, bo Imbierowicz bardzo zgrabnie wszystko miksuje i wszystkie przejścia są bardzo płynne. Trochę gorzej z produkcją, zwłaszcza w tragicznym „I am H.O.T.B.O.Y.” nagranym razem z Ronem G (duet wydał także wspólną płytę), ale całościowo jest znacznie ciekawiej jak w przypadku Deszcza sprzed czterech lat. Jeszcze lepiej od Volta wypadają Sokół z VNM’em. Nie dość, że pojawiają się w, odpowiednio, 11 i 9 kawałkach, to na dodatek wyprzedzają swoim poziomem o lata świetlne swoich poprzedników – Popka i Kaczego. O ile o Sokoła można zawsze być spokojnym, to właśnie tutaj dopiero raczkujący w świecie mainstreamu VNM zaczął rozwijać w pełni swój potencjał. A jak się wszystko potoczyło potem powszechnie wiadomo…
Jeden komentarz do “Prosto dwa. Pod napięciem”