Takiej produkcji chyba nikt się nie spodziewał, ale to dobrze. Uniwersalność to słowo klucz, a przy okazji bezbolesne przejście na nowe.
Lubię, kiedy raper zostawia swoją strefę komfortu i wyskakuje na solo z oponentem, którym jest inna — wręcz wroga — stylistyka. A doceniam już w ogóle, kiedy taki ziomuś wychodzi z batalii zwycięsko i ma jeszcze coś do powiedzenia. Najlepiej bezczelnie.
Tak zrobił Plako Wajber. Ksywka nie tylko znakomita, ale i w ostatnich 2-3 latach gwarantująca jakość w podziemiu. Te wszystkie klasycznie brzmiące numery i płyty to naprawdę udane produkcje, żeby tylko wspomnieć o mocnym Pokerze nagranym z Siódmym, jeszcze lepszym What Tha Plakk?! i zaskakującym, niezłym producenckim projekcie outwajbers.
Mood SWINGS EP nagrane na podkładach Emeka jest inne. Bliżej tu trapowej estetyki niż jazzowych sampli, słówek nie słów, wyprowadzania ciosów niż zbierania oklepu i użalania się nad sobą. Flow we „Wpadam tu na bibę” napędza beat, a nie na odwrót, „Teraz” to szybki bryk z Three 6 Mafia i ich uczniów, a w „Guazie” nawet truskulowiec nie może kręcić nosem na autotune’a. Plus linijki – „Mnie na trakach jak Jurasa nie opuszcza wigor” to korona całości. Co istotne, Plako na dość oszczędnych podkładach odnajduje się jak ryba w wodzie.
Pamiętacie woltę Otsochodzi? Z rapera hołdującego klasykom gatunku, przeszedł na tę, ekhm, ciemną stronę mocy i jego ciągnące się od lat pustosłowie maskują luksusowe, momentami wręcz wybitne podkłady. A jak jest z nimi na Mood SWINGS EP? Parafrazując pewne powiedzenie — o beatach dobrze albo wcale. No to wcale.
Jeden komentarz do “Plako Wajber / Emek „Mood SWINGS EP””