Home office rap w czasach COVID-19 ma się dobrze.
Oddisee to pewniak, do którego jednak mam jakieś małe „ale”. Największym problemem zawsze było dla mnie to, że najbardziej pamiętam pojedyncze numery, np. „Build by Pictures” z The Iceberg czy „That’s Love” z The Good Fight. Rzadko natomiast miałem problem z całością, jak w przypadku Alwasty. I nie to, żebym coś EP-ce z 2016 roku zarzucał, ale ta do mnie zwyczajnie nie trafia.
Do ODD CURE podszedłem więc na chłodno, na zasadzie „nie mam czego słuchać”, mimo że przed chwilą wpadło mi prawie 30 nowych płyt (tak, wróciłem do zakupów po trzymiesięcznej banicji). I to jest to – te pół godziny spokojnie osiąga poziom Rock Creek Park i People Hear What They See. A nawet jeszcze więcej, bo takie „The Cure”, śmiało spoglądające w deep house’owe klimaty, z miejsca stało się moim faworytem w dyskografii sympatycznego typka i koncertowego bossa.
Rap w czasach COVID-19 ma się tak samo dobrze jak przed pandemią (albo wyimaginowaną pandemią, zależy co kto sobie myśli) i wejściem 5G na salony. Oddisee „wykorzystał” wirusa i nagrał album w domu, zbytnio się nie wysilając, bo tych 6 piosenek i 5 skitów-rozmów z przyjaciółmi tworzy spójną całość.
Przechodząc jednak do rzeczy – ODD CURE to klasyczny Oddisee na poziomie, do którego przyzwyczaił wszystkich i raper-producent nie ma nawet zamiaru zwalniać. Czasami zdarza mu się jeszcze zaskoczyć, jak we wspominanym wcześniej „The Cure”, ale pozostałe rzeczy to już mały bryk twórczości rapera, może bez imponujących bębnów z początków kariery i spoglądania w boom bapowe rejony. Soulujące „Shoot Your Shot” czy „Still Strange” to poziom co najmniej jego najlepszych instrumentalnych projektów, żyjące w swoim świecie „No Skips” (zwracam uwagę na fantastycznie wkomponowaną gitarę Oliviera St. Louisa, który udziela się także wokalnie w dwóch piosenkach) czy soulquarianowy „Go to Mars” z najbardziej melodyjnym rapem, jaki słyszałem od dawna. Aha, i są tu piękne refreny, chociażby w „I Thought You Were Fate”.
Nie trzeba rozmawiać z wodą, uważać na fale elektromagnetyczne i szukać problemów tam, gdzie ich prawdopodobnie nie ma. Jest tu trochę niepewnych wizji, chociażby w „Call Manager (Skit)”, w którym niemiecki manager zastanawia się, jak to będzie z koncertami. Home office w hip-hopowej formule, w dodatku w maksymalnie przystępnej formie. Póki co ODD CURE to mój tegoroczny faworyt, ale kilka miesięcy jeszcze zostało, więc z osądem się wstrzymam.
3 komentarze do “Oddisee „ODD CURE””