Zawsze końcoworoczne statystyki ze streamingów mnie zaskakiwały. Tym razem jest inaczej — wiedziałem, czego się spodziewać.
Lada moment rok się skończy, ale już mogę się więc pochwalić, czego to najwięcej słuchałem w tym roku. Krótkie spotifajowe Wrapped już publikowałem na fejsie, ale przyda się małe rozwinięcie, dlaczego tak wyszło. No i te (nie)szczęsne kompakty, które ciągle są dla mnie najważniejsze.
Zacznę jednak od innych oszałamiających statystyk, mianowicie liczby przesłuchanych winyli i kaset:
- LP: zero,
- MC: jedna.
Winyle i tak miałem zgrane w mp3 albo innych plikach, więc różnych produkcji i tak se słuchałem, a że jestem w okresie, kiedy gramofon jest spakowany w karton, to nie brandzlowałem się z tym za bardzo. Co do taśmy — tegorocznym rodzynkiem są mistrzowskie Znasz zasady, czyli jedna z lepszych kompilacji w historii RRX-u. Kupiłem za jakieś niewielkie pieniądze i dzięki temu przeniosłem się do czasów szkoły podstawowej.
Dobra, a kompakty? Nie wiem, który cedek gościł u mnie najczęściej, ale wśród faworytów AD 2023 wymieniłbym takie pozycje (alfabetycznie ofc):
- 2Pac Me Against The World
- 50 Cent Get Rich or Die Tryin’
- 50 Cent The Massacre
- Berner From Seed To $ale
- dZihan & Kamien Gran Riserva
- Digital Underground Sex Packets
- DJ Eprom & Sensi & DJ Lem Boom Bap Boogie
- DJ Fatte & Regie Aura
- DJ Pstyk Pstyk And His Mysterious Stories
- Godfather Don / Parental Osmosis
- Heavy D Waterbed Hev
- Jay-Z The Black Album
- Joey Bada$$ 2000
- Jot Stan równowagi
- Krzysztof Krawczyk ...Bo marzę i śnię
- Les Sages Poètes De La Rue Après L’Orage
- Loot Eskapistów Epizod 1
- Majk Spirit Majk Spiri+
- Marcos Valle Marcos Valle
- Markowy Percepcja
- Marvin Gaye You’re The Man
- Mezo Herezje
- Oki Produkt47
- Peja / Slums Attack / Magiera Hip_Hop_50
- Rasco Time Waits For No Man
- Snoop Doggy Dogg Doggystyle
- Tim Maia Tim Maia (1977)
- WSZ & CNE Jeszcze Raz
- Yaro Olewka
To tak na oko, a nawet więcej, bo ciągle te płyty są u mnie w obiegu i wracam do nich bardzo, ale to bardzo regularnie, głównie do Fifciaka, Eproma z Sensim i Lemem, Snoopa i Tima Mai. Jak widzicie — fizycznie nie ma w zasadzie żadnych nowości, bo te sprawdzam głównie na streamingach i kupuję po jakimś czasie lub dostaję od artystów i wytwórni, bo tak też się często zdarza.
Tyle z fizyków, co więc z tym, co jest teoretycznie bardziej miarodajne? Jak już wspominałem na fejsie, na Spotify rządził u mnie Jot. Ze statystykami się nie dyskutuje, no, chyba że mówimy, że idziemy z psem na spacer i każde z nas ma po trzy nogi, ale w tym przypadku doskonale wiem, dlaczego tak wyszło.
Jot i wrocławska świta, która gościła u mnie też na mp3, zdominowała sezon wiosenno-letni. Jeździłem wtedy dużo na rowerze, zwiedzałem stolicę Dolnego Śląska, wiele miejscówek odkrywałem na nowo, jeszcze więcej widziałem po raz pierwszy, mimo że mieszkam tutaj już kilka lat. Do tego każda dłuższa podróż, czy to w rodzinne strony, czy na Lubelszczyznę odbywała się z Jotem, Drugim Kompletem, Roszją, Tymonem, i WN Drutz na głośnikach. Z tych nowszych rzeczy — głównie z Kościeyem i Pstykiem. Również Kastą — starszymi rzeczami się zachwycałem, zwłaszcza podczas wieczornych tripów, tym najnowszym — Nestorem — leczyłem kaca. Ale nie takiego po alkoholu — kaca po odsłuchaniu tego czegoś. Tak to się kończy, kiedy weteran próbuje gonić młodych i wchodzić w ich buty. Kompletnie asłuchalne.
Dlatego taka, a nie inna dominacja Jota, jeśli chodzi o przesłuchanych artystów. Twórczość jednego z najbardziej niedocenionych raperów na scenie w tym roku chłonąłem tak samo, jak 15 lat temu. Tęsknię za takim wyluzowanym rapem, więc w ogóle nie powinna też dziwić moja słabość do Bernera, bo ten udowodnił niejednokrotnie, że nie trzeba być mistrzem nawijki, żeby mieć mistrzowskie albumy. Szkoda tylko, że te płyty są takie drogie, ale cóż — takie czasy.
W przypadku numerów bez zaskoczeń ze Szczylem na jedynce. „Gdybym” uważam za wybitny kawałek, podobnie jak chwytliwe „Hoodlove” Igiego, czy chwalone przeze mnie kilka tygodni temu „Będzie git” Kościeya (dopiero 20 miejsce, lol).
Playlista poniżej, bon apetit.
„Les Sages Poètes De La Rue Après L’Orage” – jaki to jest dobry album. Na pewno nie ich najlepszy, są słabsze momenty ale jakoś tak wyszło, że to mój ulubiony od tej ekipy.
Ja lubię wszystkie ich płyty, ale to jedyna, którą mam na fizyku. Niestety.