Wróciłem z pracy. Dzień jak co dzień, nie to żebym narzekał, bo i na co? Oczywiście chwalił się niczym nie będę z dwóch prostych powodów: jeśli miałbym czym to stado hien by się zaraz rzuciło i by mi życzyło najgorszego (co i tak by spowodowało wzruszenie ramion), ale poważniejszy jest ten drugi. Trzy wyrazy. „Jeśli miałbym czym”.
Jak pisałem, dzień jak co dzień i w zasadzie to nic ciekawego się nie wydarzyło, a jeśli nawet to i tak nie powinno was to obchodzić. Obchodzić powinno natomiast to, co się wydarzyło w momencie, kiedy na moją mailową skrzynkę przybyło powiadomienie z Bandcampa, że Jneiro Jarel aka Microclimate wydał nowy projekt. W ciągu godziny od otwarcia tej wiadomości zdążyłem go przesłuchać już kilkukrotnie, bo to raptem trzy numery, ale za to jakie. Czapki z głów. Sprawdzajcie, a jak nie to wracajcie emocjonować się polskimi freestyle’ami.
Któraś już ksywa z kolei, ale cały czas ten sam poziom. Bracie rezydujący w Miami, co żeś najlepszego zrobił trzy razy w ciągu jednego miesiąca? Zmusiłeś mnie do napisania dłuższego tekstu, a właśnie miałem spadać z Don Johnsonem gdzieś na plażę.