Jeden hit, kilka potencjalnych przebojów i do tego unosząca się aura undergroundu, który mocno puka do bram mainstreamu.
Problemem JuNouMI jest to, że ciężko wybrać najlepszą część serii. I co jak co, ale to tylko świadczy o ich sile. Gdybym ja miał wskazać swoją ulubioną, to postawiłbym na zielony winyl.
Dla mnie faworytem jest trójka i to nie tylko z racji okresu, w którym miała swoją premierę. Głównie dlatego, że są tu kawałki, które bardzo mocno ubarwiły ówczesny polski rap i sprawiły, że codzienna szarzyzna, niedługo przed wejściem do Unii Europejskiej, powoli odchodziła w zapomnienie.
Weźmy taki „Rap przemyt”, w którym z gościnką wpada reprezentacja niemieckiego Kaosloge i szaleje na charakterystycznym podkładzie DJ-a Pete’a, jakże innym od tego, co było typowo nasze. To właśnie tutaj też są znani z zajebistych Kastatomów „Raperzy cwani” Gurala, być może jego najlepszy numer, w którym pozorne, beztroskie pierdolenie o niczym ma trochę sensu. „Oparta na bzdetach tandeta”? Nieee. I do tego cudowny, nowojorski podkład DJ-a Kut-O, trochę White House’owy, trochę Finessowy, a przy tym jakże nasz. Niedaleko nich kręci się też Tymon z Magierą i Miloopą, niby east coastowy, ale od razu przywołujący na myśl wrocławskie Sedesowce.
W opozycji do nich są też lżejsze, rozczulające momenty. „Bez rapu” Bitu to bitu to kolejna tekstowa miałkość o hip-hopie, ale jak to ktoś mądry kiedyś powiedział, dobry podkład nakręci tak bardzo, że wszystko może się spodobać. Tutaj przykład dał Erbe z wokalnym samplem maskującym Baksa i Dunaja, ale… słucha się ich wybornie. To samo O.S.T.R., „w dymie konopii odpalający myśli jak trotyl”, z prawdopodobnie najbardziej znanym numerem ze wszystkich składanek. Przebojowym do bólu, z beatem miziającym nastolatki i tekstem młodocianych osiedlowych hersztów, którym zaczęły pojawiać się włosy łonowe. Boss, który również w „Coś nie tak”, gdzie z wizytą wpadają także Frenchman i DJ Feel-X, pokazuje, że dwie dekady temu potrafił rapować.
Od początku było założenie, że płyta będzie właśnie w tym kolorze. Chcieliśmy, żeby „zielony aromat” był wyczuwalny też w warstwie muzycznej. Częściowo się to udało. Osobiście bardzo liczyłem na Ostrego w tym, bądź co bądź, znanym mu dobrze temacie, ale finalnie dał nam „Witaj w 2003” – hit do dziś. Myślę, że o repress tej płyty jestem pytany najczęściej.
Groh
Równie mocno wypadają Pezet z Kociołkiem, który postanowił się pobawić w Noona i wcale źle na tym nie wyszedł, bo „Rzuciłbym to dawno” brzmi jak odrzut z sesji Muzyki klasycznej lub Muzyki poważnej. Alternatywny wymiar prezentują Godziny Szczytu, niesłusznie zapomniany skład trafiający między Pijanych Powietrzem a Lari Fari, a Kada z produkcją „Masz tu rap” dla Deobe jako jedna z nielicznych wtedy kobiet mieszała w całym środowisku. Na sam koniec zostawiam Familię HP, kolejny zapomniany skład, który zakończył JuNouMi Records EP Vol. 3 swoim „Pozytywem”.