Próbki z niemieckiego science fiction stworzyły mój ulubiony tegoroczny kawałek.
Nowego Zkibwoya jeszcze nie słuchałem, ale dzisiaj nie o tym. Wracam do Olszaka i Nikaragui Guacamole.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że Litost to takie małe arcydzieło i jedna z najlepszych polskich undergroundowych płyt. Przemyślana nawijka z precyzyjnie napisanymi wersami, którym absolutnie niczego nie brakuje. Zmuszająca do myślenia i to nie takiego, które wypada analizować z długopisem. Tutaj bardziej pasuje dobry drink i wygodny fotel, bo nie ma tu czasu na tanie moralizatorstwo i zbawianie świata.
Olszak nakreślił fabułę, a Nikaragua Guakamole dostarczył podkłady, które za każdym razem wgniatają mnie we wspomniany fotel. Wiecie, taki ikeowski, bardzo stary, z klimatem. Dostałem go jakiś czas temu od ziomka w zamian za butelkę jakiegoś alkoholu, ale za cholerę teraz sobie nie przypomnę jakiego. I nie wspominam o tym przypadkiem, bo jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, ten mebel pochodzi z okresu, w którym mógł brylować utwór, którego próbka posłużyła do absolutnie genialnego „To tu pardon”, mojego ulubionego tegorocznego kawałka.
Tygodnie, a nawet miesiące, chodził za mną ten sampel. Za cholerę nie wiedziałem co to i skąd. Pytałem, szukałem, aż tu po długim czasie odezwał się sam zainteresowany (bo podobno producentowi spalił się dysk) i podesłał to.
Zagadka rozwiązana, a żeby było ciekawiej, to „Bolero on the Moon Rocks” Petera Thomasa, Niemca urodzonego w latach trzydziestych w ówczesnym Breslau, było samplowane również przez Pulp… w hitowym „This Is Hardcore”. Akurat tej płyty Byrtyjczyków nie mam w swoich zbiorach, ba, jakoś w ogóle mi nie leży, to też nigdy bym nie wpadł, że Niemiec przysłużył się również jednej z ważniejszych grup w dziejach wyspiarskiego rocka (bo umówmy się, ale nie tylko britpopu). Co ciekawe, utwór znalazł się na soundtracku do kultowego… niemieckiego serialu science fiction – Raumpatrouille – Die phantastischen Abenteuer des Raumschiffes Orion.
A tymczasem siedzę na tym fotelu, rozkminiam Litost i relaksuję się z drinkiem.
Jeden komentarz do “W poszukiwaniu nieznanego sampla”