Kolejny historia, jak nisza ogrywa mainstream. Tym razem nie w rapie.
Ale to jest dobre. Fala to klasyczny, głęboki boom bap z aksamitnym i hipnotyzującym kobiecym głosem. Czerpiący garściami z najntisowego R’n’B i trip hopu. Kupuję to w stu procentach, czyli wychodzi na to, że po raz kolejny Queen Size Records dostarcza materiał idealnie skrojony pod mój gust.
Zacznijmy od najważniejszego – beatów Zone’a. Ten, jak zwykle ma w zwyczaju, operuje inspiracjami (i umiejętnościami, a jakże!) tak, jakby wszystkich naokoło oszukiwał i wzorem afrykańskich piłkarzy dopisywał sobie cyferki w dowodzie. Tak ze 30 dodatkowych lat, bo ciężko uwierzyć, że facet teraz robi muzyką taką, jak Lord Finesse, Buckwild, DJ Ogee czy Trackmasters w czasach swojej świetności. Zaryzykuję nawet, że w wielu fragmentach również lepszą. Kiedy trzeba przenosi w czasoprzestrzeni i umiejętnie zestawia gitarę z tłem jakiegoś Battlecata („Chwila”), upośledzone trąbki „Fali” tylko zyskują na swojej fuszerce (a i te wysamplowane mewy! Cudo!), a jak trzeba to bawi się groovem w „Kierunku” i nie przebiera w półśrodkach, tylko klepie najntisowy „Gramazon”. Jak zwykle również propsy dla DJ-ów – Slime’a, Bulba, Antyka i Grama.
Oczywiście ten wspomniany na samym początku boom bap trzeba brać trochę z przymrużeniem oka, bo przed szereg wychodzi nie raper, a wokalistka, w dodatku świetna. Magda Wac. Podchodziłem na chłodno, bez żadnych oczekiwań, a na sam koniec okazało się, że jest znacznie lepiej niż np. u Rosalie. i tym podobnych, które nie potrafią mnie zatrzymać na dłużej niż trzy odsłuchy. Wokal radomianki jest ciepły, bardzo plastyczny i co ważne – ta świetnie sobie radzi nie tylko ze śpiewem po polsku, ale i po angielsku, gdzie jest bardzo, bardzo dobrze („MSFL”). A to szanuję najbardziej. Trochę gorzej z tekstami, bo tutaj przyznam, że nie znalazłem dla siebie nic ciekawego. Ani jednego hooka czy chwytliwego momentu, a okazji ku temu Zone zaoferował naprawdę sporo.
Pierwszy raz Fali słuchałem leżąc pewnego popołudnia na łóżku, kosztując przy tym niemieckiego rieslinga. I już zawsze ten album będzie mi się z tym kojarzył – beztroskim czasem, kiedy mam chwilę tylko dla siebie i mogę posłuchać muzyki takiej, jaką najbardziej lubię. Widzimy się na koniec roku, to wiem. Muszę jeszcze tylko się zastanowić, w którym miejscu, ale to przecież Zone i Queen Size Records. Aha, i Magda Wac. Idź w tym kierunku, masz kolejnego kibica.