Fat Joe „Loyalty”

Przesłodzona ulica też może być całkiem niezła, co udowadnia Fat Joe na swoim piątym albumie. Dodatkowo Loyalty mocno zyskało po latach.

W tym tygodniu mam jakąś dziwną jazdę na słuchanie tylko starszy rzeczy i nie przesłuchałem ani jednej nowości. Dwie postaci nie schodziły z moich głośników — Pete Rock i Fat Joe. Pierwszy, bo kurier przyniósł dość przeciętne Return of the SP1200 Vol. 2 (a i tak o niebo lepsze od tego tworu), które towarzyszyło mi w zasadzie codziennie do porannej kawy aż do dzisiaj, gdy w końcu powiedziałem stop. Drugi, bo… w sumie sam nie wiem czemu. Wielkim fanem nigdy nie byłem, ale odświeżyłem sobie znaczną część jego dyskografii, zatrzymując się na dłużej przy wydanym w 2002 roku Loyalty.

Po brudnych i do bólu nowojorskich pierwszych płytach opartych w głównej mierze na klasycznym brzmieniu D.I.T.C. i niezłym Don Cartagenie nadszedł czas na zmiany. Już album z 1998 roku powoli zapowiadał uśmiechy w stronę stacji radiowych, ale bomba nastąpiła wraz z wydanym w 2001 roku Jealous Ones Still Envy (J.O.S.E.). Kumulacja nastąpiła w postaci Loyalty, które łączy dwa światy, ale z bardziej cukierkowym zadęciem, które miało za zadanie podbić serca wszystkich słuchaczy.

Są tu klubowe bangery, jak „TS Piece” i inne mniej udane próby duetu Cool & Dre, aby przypominać Just Blaze’a jak np. w „Prove Something”. Fat Joe jest też całkiem blisko ulicy z perspektywy Cadillaca czy innego Lincolna – „Take a Look At My Life” na beacie Buckwilda to mocny singiel, a „Gangsta” i „Born in the Ghetto” to więcej niż solidne produkcje. Dla dziewczyn też się coś znajdzie – „All I Need” to miły akcent między tymi wszystkimi opowieściami z klubów i ulicy. Co ciekawe, The Alchemist, który jeszcze wtedy zdobywał pozycję w branży i pamiętał o bębnach, popełnił całkiem przyjemny numer „Bust at You”, na którym całe show kradnie będący wtedy w gazie Scarface (wybitne The Fix, przypominam).

Do radia, fury i sprzątania. Dobra, momentami bardzo dobra płyta, która w przeciwieństwie do J.O.S.E. pięknie się starzeje, a i nie ma jeszcze zbyt wielu południowych naleciałości jak każda kolejna. Warto wrócić, zmienić zdanie, bo pamiętam, jakim rozczarowaniem była.

PS
A dzisiaj, traf chciał, że na Pitchorku dzisiaj wrócili do Jealous One’s Envy.

Rating: 4 out of 5.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *