Drugiego „c” w ksywie producenta z Sosnowca dodawać nie trzeba. Jest dobrze.
Pewno i tak „Street Life” Coka nikt nie posłucha, podobnie jak jednego z poprzednich, chwalonych przeze mnie singli, ale tak sobie płynie te życie na Śląsku. Analogowy syntezator, flet, wytłumione bębny, gitara przełamująca całość. Zacne, ale brakuje tu dobrego rapera, tylko który z naszych nawijaczy poradziłby sobie z podkładem śliniącym się do klasyki czarnego grania, a jednocześnie zbijającym pionę z jakimś Timbalandem? No właśnie.