Plako Wajber w undergroundzie obecny jest już kilka lat, jednak do tej pory się nie przebił. Dlaczego? O tym trochę w naszej rozmowie.
Wydana kilka tygodni temu Ambisonia to kawał znakomitego rapu, który… znowu przeszedł bez echa. I czy nowy „movement” PRETEXT coś zmieni? O tym sam opowiedział mi sam raper.
Działasz w podziemiu już kilka lat i odnoszę wrażenie, że jeszcze nie udało ci się wystarczająco mocno przebić. Trochę tego żałuję. Masz podobnie?
Absolutnie tak. Jest kilka przyczyn. Po pierwsze, robię muzę, która nie jest wstrzelona w kanony trendów, na które jest popyt. Zawsze nagrywam rap, jaki lubię i kocham, bo tworzenie przychodziło mi z potrzeby zostawienia czegoś po sobie i wynikało z pasji, sensu mojego pojawienia się na tym świecie. Po drugie, dopiero teraz to, co robię, nabrało poziomu, który nie budzi we mnie wątpliwości. Wiem, co mówię i wiem, jak to powiedzieć, mam świadomość swojego brzmienia. Musiałem dojrzeć prywatnie, by muzyka stała się lepsza. Mam wrażenie, że dopiero zaczynam, mimo że od pierwszego krążka minęło już 10 lat. Po trzecie, jestem mistrzem w niepromowaniu swojej muzy. Nie lubię i nie chcę mi się tego robić, dopiero teraz się zmusiłem i zacząłem to ogarniać.
Pamiętam, jak kilka miesięcy temu wspominałeś mi w mailu, że nagrywasz klasyka. O Ambisonię chodziło?
Tak. Właśnie ją miałem na myśli, bo płyta miała być w założeniu w 80% oldschoolowa. Wyszło inaczej, ale to dobrze. Ambisonia, czyli wszystko, co dookoła.
Z tym się muszę zgodzić. Dawno nie słyszałem albumu z takimi kontrastami, a jednocześnie maksymalnie spójnego.
Prawda? Też to zauważyłem, jak już zmiksowałem i zmasterowałem ten krążek. Zwłaszcza że jest tu wielu producentów. Nie mam pojęcia, dlaczego tak wyszło, bo celowo nie przejmowałem się purystyczną potrzebą spójności brzmienia. Zmiksowałem to tak, aby wszystko pasowało do siebie, ale nie chciałem tkwić w sidłach ograniczających norm. Założeniem było „najważniejsze jest indywidualne dobro każdego kawałka”. Może to szeroki przekrój liryki sprawił, że płyta sprawia wrażenie kompletnej.
Jakby cała kariera w pigułce. Od klasycznego rapu na podkładach Markowego i Siódmego po trap Tesli i cloud Beatnotize.
W pierwotnej idei ten album miał być mixtapem, bo taka forma pozwoliłaby konceptualnie na zrobienie niespójnej, różnej brzmieniowo płyty. A czułem, że tego potrzebuję. Nienawidzę tworzyć pod powinnością założenia tego, jakie coś musi być. To mi zabija całą swobodę twórczą, a ją w muzyce kocham najbardziej. Dlatego płyta raczej brudno dudni, ale jest też miejsce na przeloty na autotunie. Jest miejsce na kręcenie beki i na treści ambitniejsze. Z biegiem czasu stwierdziłem, że wolę robić LP niż mixtape i wtedy właśnie zamieniliśmy słowo na temat „nagrywania klasyka”.
Ja bym sobie bardzo tego życzył, żeby trochę więcej osób Ambisonię sprawdziło. Płyta nie doczekała się nawet tematu na Ślizgawce. Nie myślałeś, żeby trochę przejąć inicjatywę w promocji? Ja prasówek nie dostawałem.
Tak jak wspomniałem, jestem beznadziejny w promocji. I nie chcę się prosić. Lubię jak wszystko przychodzi naturalnie. Nie zamierzam przejmować inicjatywy w promowaniu, robię minimum, dlatego że i tak cała muzyka, i to, co wokół niej, absorbuje mnie ponad byt jednego śmiertelnika.
No dobrze, ale trochę wysiłku i miałbyś większą szansę dotarcia do odbiorcy, a tych trochę tutaj jest.
No masz rację, masz rację (śmiech). Tylko wiesz, wkładając we wszystko po trochę wysiłku, nasza główna domena staje się nieefektywna. Multitasking to ściema, produktywność spada, rozkładając energię na dziesięć najróżniejszych obowiązków, a naprawdę w zarządzaniu czasu jestem bardzo dobry. Ale pewnych kwestii nie można zaniedbywać, potem okazuje się, że myślisz tak o każdej i koło znowu się zamyka…
Plus ten rap nie jest jedyną rzeczą, którą robisz na co dzień.
Oprócz rapu robię bity, mixy, masteruję, z życia czerpię garściami, kocham to wszystko. Wiesz, ja nie mam z muzy grosza, a standard mojego życia nie jest niski, kocham hajs (śmiech). Pracuję jako dźwiękowiec na planach, oprócz tego prowadzę z Emkiem 256Studio, życie zawodowe mocno mnie pochłania i pracuję więcej niż wszyscy moi ziomale. A samo kręcenie pieprzonych rolek na sociale wymaga czasu i siana. A gdzie życie prywatne? Ja serio nie pamiętam czegoś takiego jak „dzień wolny od obowiązków”.
Obecnie priorytetyzuję rapowanie i granie koncertów, muszę dokonywać nowych wyborów. Realnie nie dam rady wepchać kolejnych rzeczy jak np. zajmowanie się promocją, bo już obecne ruchy muszę reorganizować. Potrzebuję kogoś do pomocy i wraz z pojawieniem się PRETEXTu ogarnąłem, że muszę na nowo wszystko ułożyć. To wszystko kosztuje. I czas, i siano.
To jeszcze inna kwestia. Underground — ostatnio jak rozmawialiśmy, to wspólnie doszliśmy do wniosku, że jeszcze tak silny nie był. Ale z mojej perspektywy brakuje mu kultowych nagrań.
Słuszna i ciekawa uwaga. Nasz polski underground ma się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, ale to nie oznacza, że rap, jaki stamtąd wychodzi, brzmi tak, jak każdy freak Złotej Ery by sobie wyśnił. Ale to też dobrze, bo byśmy się tym porzygali po paru płytach.
To w takim razie czym jest według ciebie te współczesne podziemie?
Underground to wspaniałe miejsce, gdzie możesz robić wszystko, bo nie masz z tego hajsu i zostaje sama esencja zajawy. Dobrze, że pozwala na cały wachlarz brzmień. Ale zgodzę się, że mimo dobrych płyt, nadal brak mi hip-hopowości w najczystszej postaci. Nie mówię tu, by non stop rapować o rapie, bardziej to kwestia braku sztandarowych kawałków zostających w pamięci już na zawsze.
O tym właśnie mówiłem. Brakuje — jeszcze — ponadczasowych numerów.
Wiesz, niewiele jest kawałków, które naprawdę mnie rozjebały i stały się hip-hopowym hymnami i działają zawsze przy każdym „play”.
Skoro podziemie jest takie mocne, to z kim chciałbyś jeszcze nagrać? Albo kogo słuchasz i swojemu słuchaczowi możesz polecić?
Większość tych ksywek pojawi się na nadchodzącym DAJ NAM TYLKO PRETEXT MIXTAPE VOL 1. Zależy jak na to spojrzeć, ale ja mam teorię, że mainstream dzieli się na zasłużonych OG’s i weteranów polskiej sceny i te wszystkie żałosne niby rapowe wytwory robiące zawrotne wyświetlenia. A podziemie, które dzieli się na te bardzo głębokie i te ocierające się o mainstream, to właśnie miejsce pełne samych kozaków. Tutaj zaliczyłbym Hedorę, Korsona, Pękatego, Bartka Koko, Hurragun, WCK. A ostatnio na głośnikach są Rubin, Młody Qros, Maggy Moroz, Tobik, Sami, Leo Ros & F.U.$. Pozdro dla nich.
Planujesz konkretne ruchy w środowisku. Przy okazji Ambisonii powstał też nowy label — PRETEXT. Jakie nadzieje z tym wiążesz? Przyznam, że nie do końca wiem, co o tym myśleć. Raperzy często idą na swoje lub tworzą kolektywy, a jak przychodzi co do czego, to skład się rozpada i wcześniej zwerbowani idą… na swoje.
No i to właśnie zrobiłem (śmiech). I każdy, kto będzie PRETEXTem choćby przez chwilę, a będzie chciał iść dalej, będę trzymał kciuki, by nadal robił dobry rap i był dobrym człowiekiem.
PRETEXT może być małą trampoliną do większych karier, pomostem rozpędowym. Wiemy, jaka muzyka dzisiaj robi konkretne siano i na taką nie ma i nie będzie miejsca w labelu. Życie jest za krótkie, by nie móc sobie spojrzeć w twarz, ja chcę robić zajebisty, wartościowy rap i kultywować hip-hop przy życiu, bo to jest dla mnie w życiu najważniejsze. Autentyk. To moja pasja i cel, daje mi to więcej szczęścia niż pieniądze.
PRETEXT to mój wytwór i pomysł. To movement. Dołączył się mój przyjaciel z rodzimego Ozimka, Wąski. Teraz zaczęliśmy również szyć własne ciuchy. Jaramy się jak dzieci, spełniamy marzenia dzieciństwa.
Odchodząc na chwilę od PRETEXTu — zdążyłeś już wydać nowy projekt. Harpia to twoja kooperacja z Bartkiem Koko i Siódmym, tym razem pod „starym” szyldem Under The Top. Szybko działasz.
Szybko to działa Koko (śmiech). Nie no, ten projekt przeleżał już trochę, bo dziesięć miechów od nagrania. Prevki nagrywaliśmy sobie już rok przed właściwym nagraniem w studiu. Chcieliśmy to już puścić.
Under The Top to dziecko Siódmego wyrastające na nowojorskim brzmieniu. Dołączyłem do niego przy okazji płyty What Tha Plakk!?, ale mimo przejścia na PRETEXT chcieliśmy, żeby Harpia wyszła pod tamtym szyldem.
Kozacko robiło się tę płytę. Bartek Koko i Siódmy to jedni z nielicznych niezawodowych artystów, z którymi zawsze chętnie mogę współpracować. Sprawdzajcie album, zamówienia na płyty i koszulki zbieramy do 31 lipca pod tym adresem.
Czego ci życzyć na sam koniec?
Życz mi grania najgrubszych koncertów w Europie i stworzenia odpowiedniego manegmentu, bym mógł skupić się tylko na muzie. I żebym zawsze mógł spać minimum 7 godzin.