Panoramy biby. Panoramy – recenzja

chonabibe panoramy

Koniec października to nie jest najlepsza pora na poznawanie się z Chonabibe. Tak u mnie wyszło, a trochę szkoda, bo maj byłby zdecydowanie lepszą opcją. A jeśli nie maj to?

Jeśli nie maj to może lipiec, bo ciepło wieczornych posiadówek na tarasie przy lekkich drinkach aż bije z Panoram. Przechodząc jednak do rzeczy – kompletnie nie zainteresowałbym się tym projektem, gdyby nie Kuba Stemplowski, który zachęcił mnie do sprawdzenia projektu, który wywodzi się w prostej linii z legendarnego w pewnych kręgach Al-fatnujah. Nie byłoby wielką stratą dla mnie, gdyby tego nie zrobił, ale szkodą byłoby dla was pomijanie takiej oryginalności na tej skostniałej scenie.

Nie zaczyna się już najlepiej w momencie… czytania opisu na stronie wydawcy. „Chonabibe to autentyczne polskie teksty i elektryzujące melodie” – polskie to znaczy jakie? Po polsku czy oddające polskiego ducha? Po kilku odsłuchach co do tego pierwszego wątpliwości nie mam (paradoksalnie niektórzy raperzy nie potrafią poprawnie korzystać z naszego pięknego i królewskiego języka, także szacunek dla Jahdecka i ekipy), z tym drugim bym już polemizował. Kręcąc się wokół wszystkiego = niczego za wiele się nie zdziała, a tym bardziej nie przekona się mojej osoby.

Liryki kompletnie do mnie nie trafiły, ale nie sprawiły też, żeby mój organizm automatycznie reagował w niektórych momentach konwulsjami i odruchami wymiotnymi. Byłoby to na maksa niesprawiedliwe wobec całej ekipy, bo dla przykładu takie „Ł” jest jednym z moich ulubionych kawałków w tym roku (!!!), a i taki „Jad” też jest przecież niczego sobie. Większość jest z gatunku tych nieprzeszkadzających, co jest w pewnym stopniu zaletą. Mimowolnie jednak można wymagać trochę więcej, zważywszy na to, że o wiele ciekawiej prezentuje się warstwa muzyczna.

„Lubelski zespół grający muzykę miejską według własnej definicji”, jak sami siebie określają, to mieszanka czystego korzennego hip-hopu (bardziej Fugees i wczesne Da Bush Babees) z R’n’B w swojej najlepszej postaci (jest tutaj miejsce nawet na kalifornijską 60’s psychodelię w „Dużych Dzieciach”) i niestety reggae, którego szczerze nienawidzę. Na szczęście tego ostatniego aż tak dużo nie ma, chociaż momentami tempo i charakterystyczne riddimy działają na mnie nie najlepiej. Imponować może wykorzystanie żywego instrumentarium, rzadko spotykany u nas beatbox robi swoje, a i miękki klawisz to dobra sprawa. Jedna z lepiej wyprodukowanych płyt w tym roku, chociaż do innego projektu, w którym aż tak mocno zostały wykorzystane żywe instrumenty, czyli Będzie Dobrze, jest bardzo daleko.

Wers z „Nie Tylko Raz” – „zastałem tu wypadkową kilku głów” – najlepiej oddaje to, co można znaleźć na Panoramach. Kilka postaci, każda ze swoimi pomysłami. Trochę pozytywnego chaosu, trochę za dużo słabych tekstów, ale zdecydowanie warto mieć. Fanem nie zostałem, ale mam na oku. A to już coś.

PS

A jak będziecie chcieli otrzymać ode mnie kompakt Chonabibe zajrzyjcie w przyszłym tygodniu na mojego fejsa. Przez weekend wymyślę coś trudnego do zrobienia.

6

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *