Niektórzy producenci współpracują z DJ-ami. Jig Magger stawia na wibrafonistów, ale o innych nie zapomina. Dlatego nowa płyta jest wyjątkowa.
Radzi sobie Jig Magger. Przypominam, że wydał całkiem niezłe Hip Hop Relaxations, później dostarczył Inheritance i jeszcze ciekawsze Persistance in Kids Room. Remixy Nazwy nadrobię. Nie mogłem więc odpuścić Vibes, Beats & Melody, bo już sama idea jest na tyle ciekawa, że po prostu trzeba dać szansę tej płycie.
Niby producencka, ale bez raperów. Trochę beattape, ale bez przeruchanych jedną pętlą podkładów. „Melody”? Tu się zgadza. Słodkie wibrafony i dęciaki, czyli takie klimaty niedzielnego nic nierobienia pod koniec lata i czytania se „Wax Poeticsa”. Pierwszy lepszy przykład — tytułowy numer, który kradnie serce, a i oszczędne skrecze DJ-a Krótkiego, cichego bohatera całości (serio, doceniajmy takie postacie, bo ciągle tylko mówimy o MC’s i beatmakerach, a zapominamy o innym elemencie hh), robią doskonałą robotę.
Na Vibes, Beats & Melody Jig Magger z solidną ekipą (m.in. Latarnik, Expo 2000, Skórysyn, Cat.Finch, Graf, Emapea, czy Jimmy Ledcrac) grają trochę nostalgią, bo dzięki nim przypominam sobie czasy sprzed — powiedzmy — 15 lat, kiedy w moich głośnikach i słuchawkach najwięcej było takich dźwięków. Nawet ta okładka Pawła Łęgowskiego gwałci wspomnieniami. Podobają mi się też te typowo jazzowe wycieczki jak „Moonglow Wednesday”, tribe’owe „Yesterdays”, dillowe „Foolish Things”, czy — o ironio — „Hip Hop & Jazz”. Chwalę, ale wiem też, dlaczego na co dzień takiej muzyki już nie słucham. Setki, tysiące razy gdzieś to już było. Ale bez wibrafonu. Dawkować na spokojnie, raz, może dwa, odłożyć, wrócić za jakiś czas i znów doznawać.
Dla hip-hop headów i tych otwartych głów, które nie dopuszczają do siebie istnienia trapu (a szkoda). Warto — za muzykę, rozmach, koncept z wibrafonistami i spełnianie marzeń samego Jig Maggera, które wydają się w tym wszystkim najważniejsze. Do sprawdzenia w streamingach i na winylu, o CD nic nie wiem.