Gramy bez bramkarza. Rezerwowi Napastnicy EP – recenzja

peno nambear rezerwowi napastnicy

Był to rok 2009. Zacząłem wtedy robić sobie papiery instruktora piłki nożnej. Kurs skończyłem kilka miesięcy później, chwilę przed afrykańskim mundialem, ale w „branży” nie zostałem. Pomyślałem, że po 6 latach przyszedł bardzo dobry moment, żeby w końcu napisać historię i pomyśleć sobie, co by było gdybym został jednak trenerem…

Pracuję w zawodzie kilka lat i jak u każdego mam swoje wzloty i upadki. Nie chwaląc się, ale tych pierwszych jest zdecydowanie więcej, dlatego jestem tu i teraz. Z całkiem niezłą drużyną zbudowaną w zasadzie od zera i wg mojego autorskiego pomysłu. Żaden prezes nie wpieprzał się w moje kompetencje. Dostałem wolną rękę, dlatego walczę co roku o puchary.

Jak to bywa w polskiej lidze – muszę robić na dwa etaty. Zajmuję się nie tylko trenowaniem, ale również szukaniem zawodników. Tych wyławiam wszędzie. Dawno temu nawiązałem kontakt z gorzowską agencją managerską Superlativez. Jakiś czas temu jeden z jej właścicieli powiedział mi, że ma w swojej stajni dwie perły. Podchodziłem do tego ostrożnie, bo jeden grajek od nich kompletnie się nie sprawdził w goodkid FC i był totalnym niewypałem. Inny przez krótki czas grywał w podstawowym składzie, a jeden to nawet przez sezon nawet był gwiazdą. Inni stajni nie dostali ode mnie szansy, bo albo byli za słabi, albo nie pasowali do mojej koncepcji.

Niczym Victor Fernandez zawsze gram ofensywnie, dlatego napastnicy i kreatywni pomocnicy są u mnie w cenie i są kluczowymi postaciami. Nigdy się nie bronię. Nigdy. Ściągając do klubu Peno i Nambeara liczyłem na wiele. Mieli być solidnymi zmiennikami, którzy po wejściu mieli wnosić sporo jakości do gry z przodu. Pierwszą okazję dostali dopiero po kilku kolejkach, bo mój zespół spisywał się bez zarzutu. Byliśmy liderem, klepaliśmy wszystkich jak leci. Dziennikarze nazywali nas „Pięknym Gangiem”. Graliśmy pięknie i twardo.

Musiał w końcu nastąpić zły moment. To był akurat ciężki mecz z wiceliderem. Sprowadzoną dwójkę wpuściłem na boisko w 64 minucie. Remisowaliśmy 1:1. Chciałem zwiększyć siłę w ataku, bo moim podstawowym napastnikom tego dnia kompletnie nie szło. Nienajlepsza murawa po obfitym deszczu nie pozwalała na kombinacyjną grę i długą wymianę podań. Musiałem zastosować bardziej oklepane schematy, których nauczano mnie w szkole, więc wybór padł na ludzi ze stajni Superlativez, którzy wydawali się początkowo idealnym rozwiązaniem. Nie spodziewałem się, że będą grali nowocześnie i ciągle do przodu. Mieli po prostu zagrać inteligentnie.

Myślałem, że oczaruje DJ Nambear, ale dość słabo wyszły mu akcje z samplowaniem „Hollywood” Ricka Jamesa i „Takin’ a Chance on Love” Sharon Redd. Może by było lepiej, gdybym wcześniej tego nie znał, ale na szybko mogę powiedzieć, że takie zagrania w swoim repertuarze mieli już u siebie Devin the Dude, Yelawolf, 600V i DJ Wich. Zero zaskoczenia, a w zasadzie znudzenie, że stosuje się te same zagrywki co „konkurencja”. Zacząłem się zastanawiać czy nie przekazać mu, żeby postarał się bardziej, bo początkującego albo laika zapewne oczaruje, wprawionego w boje zanudzi, więc ten bez problemu odbierze mu piłkę i znajdzie sobie coś lepszego. Nie udało mu się nawet oddać strzału, a szkoda, bo miał ku temu boogie okazję w „Odciskach Imion”. Trochę mnie rozczarował, ale fakt faktem – zły stan boiska nie pozwolił rozwinąć skrzydeł.

Peno również nic nie wniósł. Takich graczy na rynku jest mnóstwo i wcale nie trzeba za nich płacić 20 zł, żeby rozkoszować się ich grą. Okazało się, że nie tylko ja korzystałem z opcji transferu bezgotówkowego i wziąłem go do teamu za darmo. Po takim występie to wątpię żebym po tym meczu sprzedał go z zyskiem. Nie wyróżnił się niczym. Coś tam szarpał w bonusowym „Uśmiechu”, ładnie się przywitał w „Rezerwowych Napastnikach”, a akcję ze „Spółki Z O. O.” będę pamiętał jeszcze długo i wracał do jej zapisu. To był najbardziej pozytywny moment ich wspólnej gry, ponieważ podanie Nambeara po indywidualnej akcji też było niczego sobie.

Mecz skończył się wynikiem 1:1. Nic nie strzelili, coś tam starali się wypracować, ale też nic nie spieprzyli. Zwykli gracze, jakich pełno na rynku, więc w najbliższym okienku szukam dalej. U mnie nie zostają i więcej nie zagrają. Przez prawie 26 minut mieli 8 szans, z których tylko jedna – „Spółka Z O. O.” – była godna podziwu i powtórki. Mimo że lubię takich klasycznych zawodników, to jednak nie do końca pasują do mojej koncepcji, tym bardziej że mogę trochę więcej zapłacić i ściągnąć bardziej utalentowanych czarnoskórych ludzi z zagranicy. Trafiają na listę transferową, ale mimo to wystawiam dobrą rekomendację. W słabszych klubach powinni grać nawet w pierwszych składzie, a jak się za siebie wezmą to mogą trafić nawet w dolne rejony Ekstraklasy. Póki co – średniaki dobijające się do czołowych zespołów drugiej ligi.

5

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *