Kultowy „debiut” kultowego producenta sprawdza się nie tylko w leniwą, słoneczną niedzielę.
W naszym kraju stanowczo za mało się mówiło i pisało o Jazzy Jeffie. Teraz nie jest inaczej – nie mówi się i nie pisze również. A szkoda, bo wydany przed trzema laty M3 to więcej niż solidna porcja ciepłego (bez podtekstów!) hip-hopu zrobionego w starym stylu, ale bez potrzeby użycia Hammerite’a i lania Coli, by pozbyć się rdzy. Ale co tam trójka, ważny jest debiut wydany przez BBE w serii „Beat Generation”. Płyta w niektórych kręgach kultowa i to nie tylko ze względu na ponadczasowy „For Da Love of Da Game”. Jest tu jeszcze więcej sztosów, np. „Musik Lounge”, który wyprodukował i zarapował Oddisee, czy „Scram” Freddiego Foxxxa z „premierowym” podkładem stworzonym przez Keva Browna. I to jest w tym wszystkim najciekawsze – niby to solo producenta z Filadelfii, a zrobił on tutaj tylko 5 beatów. Zresztą, czy to ważne? Liczy się klimat The Magnificient, którego w tych czasach jest coraz mniej. Płyta idealna na każdą porę dnia, roku i Bóg wie, co tam jeszcze. Włączam po raz kolejny.