Jak Cali Agenci mam na dobre życie chęci.
Klasyczny wers Rycha z „Właściwego wyboru” wspominam nieprzypadkowo, bo How The West Was One wpadło na mój odsłuch po dobrych kilku latach przerwy. I w końcu mnie zachwyca. Nie to co kiedyś.
Nawet nie chciałem jej dać szansy, bo zdecydowanie bliżej było mi klimatom nowojorskim, ale… przecież w Cali Agents więcej jest NYC niż Kalifornii. W to dodatku w jeszcze lepszym stylu, który w tamtych latach w undergroundzie gwarantował tylko Rawkus Records, no może Fondle 'Em, ale Bobbito wydawał znacznie mniej, a jeśli już to robił, to bardziej interesowały go single.
Od dawna jednak zdecydowanie mi bliżej zachodniemu brzmieniu i to nie temu spod g-funkowego szyldu. Te bliskie perfekcji zaoferowali mi Rasco i Planet Asia, którzy swoim How The West Was One przypomnieli, za co lubię wszystkie świetnie uzupełniające się duety. Ale, ale… Bardziej imponuje mi to, jak pływają po absolutnie fantastycznych podkładach Madliba, Paula Nice’a i His-Panika. To właśnie w tym jest największa siła jednej z lepszych płyt 2000 roku.
How The West Was One znać warto, starzeje się z klasą. Zaryzykuję nawet, że jest to najbardziej pożądany brakujący element w katalogu wytwórni Peanut Butter Wolfa. Nadzwyczajnie dobra, a nawet w granicach umiaru klasyczna płyta.
W podobnym klimacie:
Rasco Time Waits For No Man
Rasco Escape From Alcatraz
Peanut Butter Wolf My Vinyl Weights a Ton
Charizma & Peanut Butter Wolf Big Shots
Defari Focused Daily