Żart roku? The Water[s] – recenzja

mick jenkins waters

Już piszą, że to rapowa płyta roku. Traktujmy się poważnie. Jak Polacy.

Wyjątkowo słaby jest ten rok dla rapu, aczkolwiek pragnę zaznaczyć, że jeszcze jestem przed odsłuchem Piñaty Gibbsa i Madliba (a na nich liczę bardzo, tylko jakoś nie mogę się zebrać, żeby zdobyć ten album). Tak słaby, że w niektórych miejscach piszą, że takie The Water[s] będzie najlepszą tegoroczną produkcją, a jeśli nie, to przynajmniej znajdzie się w ścisłej czołówce. Żart roku? Niestety, ale…

Muszę się z nimi zgodzić, chociaż nienawidzę wyrokować w tak wczesnej fazie. W moim osobistym rankingu produkcja Micka Jenkinsa może nie wygra, ale z całą pewnością będzie bardzo wysoko.

Chicago naprawdę ma się dobrze i wypada się tylko z tego cieszyć. Chance pokazał w tamtym roku jak to się robi w wietrznym mieście, a nie zapominajmy o potencjale tam panującym. Rap to nie tylko Nowy Jork, który w klasycznym wydaniu od jakiegoś czasu zjada własny ogon i ciągle jest mekką truskuli płaczących do klasycznych podkładów marniejącego z miesiąca na miesiąc DJ’a Premiera. Z Detroit też jest średnio, LA ciągle stoi mocno, a od jakiegoś czasu mocno atakuje największe miasto Illinois (celowo pomijam południe Stanów, ponieważ nie orientuję się za bardzo co tam się obecnie dzieje. Podobno jest dobrze). Mi się ten trend podoba i napawa optymizmem w najbliższych miesiącach, więc drogi NY – weź się w garść.

Dawno mnie tak „nowy” rap nie zrelaksował jak The Water[s]. Stawiam kupę kasy, że ostatnim razem było to w… 2010 roku, kiedy to słuchałem dwóch części Pilot Talk. Beaty płyną lekko, tak jak powinny. Podręcznikowy przykład totalnego chilloutu w sferze produkcyjnej. Nieważne czy jechałem rowerem,leżałem nad jeziorem pijąc piwo lub siedziałem ciepłym wieczorem na tarasie ze słuchawkami na uszach – Mick Jenkins ze swoją świtą zapewnił mi to, czego dokładnie oczekiwałem od tej produkcji. Totalnego odpłynięcia i skupienia się tylko na pozytywnych rzeczach. A on sam i świetni goście doskonale do tych beatów pasują.

Bo wiecie, te podkłady wyszły spod ręki tych, którzy wkrótce mogą rządzić albo już przebili się do świadomości odbiorców. Nawet mój „ulubieniec” – Statik Selektah – spisał się bez zarzutu i dał całkiem znośny jak na siebie beat. Potencjał – tylko od nich zależy jak skończą, podobnie jak gospodarz, który jest nadzwyczaj dobrym raperem. Kompletnie nie mogę się do niczego przyczepić, ponieważ pasuje mi u niego dosłownie wszystko. Od specyficznej barwy głosu, doskonałe flow aż po niezłe teksty. Potencjał.

Trzeci amerykański rap, który mi się podoba. A jest połowa sierpnia… CYNE, PUTS i Jenkins. Ech…

Aha, i może to dla niektórych nieistotny szczegół, ale cover idealnie oddaje zawartość tej produkcji.

8

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Jeden komentarz do “Żart roku? The Water[s] – recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *