Z dala od Zaburzeń. Nie tych emocjonalnych.
W hip-hopowych kręgach Szatt jest już raczej zapomniany. W sumie to nic złego, bo na szczęście są jeszcze inne pola, na których współautor Zaburzeń może się realizować. W dodatku jeszcze lepiej, co potwierdza najnowsze Gonna Be Fine, które na długi weekend może być całkiem przyjemnym wyborem.
Trochę Bonobo, gdzie indziej Flirtini, ale na szczęście z wysykości tych lepszych numerów, co w przypadku tej serii wcale takie oczywiste nie jest. Na dobrą sprawę nie podobają mi się tylko „Self Struggle” i „Peak”, sama końcówka albumu. Poza tym – warto, zwłaszcza do porannego biegania, podczas którego towarzyszył mi „25-Year-Old-Car”.
Głębia, abstrakcja w tle („Sorrow”), efekty na wokalach („Various Arpist”), z hip-hopowymi korzeniami. Fajne, a „Wayfaroer” ląduje w czołówce moich ulubionych numerów Szatta. Mały propsik leci, jednak nie wiem, czy będę wracał do całości – trochę przejadły mi się te klimaty.