Rycerze San Francisco

People Under the Stairs The Gettin Off Stage Step 1

Ni stąd, ni zowąd piątkowym rankiem wpadł mi do głowy pomysł, żeby coś na szybko skrobnąć o jednej ze swoich ulubionych ekip w ogóle. Mam ogromną słabość do People Under the Stairs, pomimo tego, że oni od samego początku są ciągle tacy sami. A może to ich główna siła?

Pod koniec zeszłego roku ukazała się ich krótka 23 minutowa epka – The Gettin’ Off Stage, Step 1. Całkiem niezła, pierwsza z trzech planowanych części, która od kilku tygodni leci u mnie prawie codziennie w tle do porannej kawy. Do wszystkich czynności wykonywanych zaraz po podniesieniu się z łóżka – idealna sprawa. Standardowo jak to u nich, jest… taka sama jak poprzednie płyty. Nikt nie wymaga, żeby trochę zrewolucjonizowali swoje brzmienie, ale czy granie w taki sam sposób od prawie 20 lat jest w porządku? Jak najbardziej.

Tytuł posta może być trochę mylący, bo oczywiście Thes One i Double K nie są rycerzami San Francisco, a nawet nie są tymi z Los Angeles, skąd pochodzą. Tytuł odnosi się do jednego z kawałków przez nich nagranych – „San Francisco Knights” – który pochodził z debiutanckiego LP – The Next Step – i w jakiś tam sposób idealnie wyznaczał kierunek, w jakim w następnych latach będą podążali panowie. Lekko i przyjemnie, z olbrzymią ilością funku, disco i jazzu. Dużo chillu, blantów, piwa i przede wszystkim zabawy. Tak przez prawie 20 lat i ciągle im mało.

Dla jednych jest to już nudne do oporu, co z jednej strony nie powinno w ogóle dziwić, chociaż poziom przez nich trzymany jest zawsze wysoki. Nawet ostatni pełny album, opisywany przeze mnie 12 Step Program, jest warty zakupu. No dobra, a dlaczego tak o tym wszystkim wspominam? Powód jest prosty, a w zasadzie dwa. Po pierwsze jeden z ich kawałków będzie jednym z motywów przewodnich „Vibes & Breaks”, które swoją premierę będzie miało jutro o 20 w Radiu Płock, a po drugie trafiłem na to:

Nie wiem jakim cudem mogłem to wcześniej pominąć, bo te rarytasy są ZNAKOMITE, a zwłaszcza „Nobody Cares”, które zostało nagrane w okresie 2008-2009, czyli pomiędzy fantastycznymi Fun DMC a Carried Away (stawiam, że to jeden z kawałków, które nie weszły po prostu na ten drugi album, czyli mamy do czynienia z sytuacją podobną do „All Good Things”). Cztery esktra kawałki nagrane pomiędzy 2006 a 2009 rokiem, z czego jeden jest „podobno” znany z dołączonej do Stepfather płyty DVD. Mam oczywiście ten album, mam tą drugą płytę, ale utworu nie kojarzę w ogóle. Bywa.

Aha, i nie zapomnijcie sprawdzić ubiegłorocznej epki. Naprawdę warto.

PS

Do zakupu Carried Away w limitowanej fanklubowej edycji była dodawana… karta VIP. Moja chyba się już zdezaktualizowała, bo w zasadzie nigdy z niej nie korzystałem. Co ona takiego dawała? Wejściówkę na backstage podczas koncertów ekipy, materiały cyfrowe, dzwonki itp. Aha, plakat w środku też był ładny, co nie?

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

3 komentarze do “Rycerze San Francisco”

  1. bardzo lubię ich styl, mam sentyment z lat 2003 kiedy pierwszy raz o nich usłyszałem, polecam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *