Pewien dzień grudniowy. By nienawidzić polskiego rapu, miałem powód nowy.
Już nie pamiętam kiedy po raz ostatni poszedłem do Empiku po płytę w dniu premiery. Albo dzień po (nie mylić z pigułką). Nie tylko dlatego, że coraz mniej lubię się z tym sklepem, ale w ogóle. Nie chciało mi się czekać na przesyłkę, więc poszedłem i nabyłem nowe Na legalu. Do decyzji zakupowej wystarczyło mi sprawdzenie tylko jednego numeru, żeby wiedzieć, że chcę to mieć na półce.
I tak słucham całości już któryś tam raz z rzędu i ten nowy-stary Peja cieszy bardziej, jak obniżki na CPN-ach. Podkręcone beaty, wyraźniejsze wokale, ale też komiczne niektóre gościnne występy. Ważne jednak, że czuję tu ducha starego, dobrego nagrania. Może też dlatego, że dobrze pamiętam czasy, jak wychodził oryginał i gra sentymentów przejmuje główną rolę?
Niemniej zupełnie nie rozumiem tych narzekań na nową wersję Na legalu. Skok na hajs, odcinanie kuponów, powinno być dodawane do kolejnej reedycji, inne bzdury. Dla mnie miły dodatek na półce i numery, które brzmią jeszcze lepiej, dla przykładu „Dla ludzi skit (wersja długofalowa)”, „Właściwy wybór” (!) i „WOS” (!). Wydał – źle. Nie wydał – też chujowo. No nie dogodzisz. W czasach streamingu nie ma co narzekać, bo płyty (albo kota w worku) kupować nie trzeba, a sprawdzić NA LEGALU można w zasadzie za free.
Inaczej sprawa wygląda z TDF-em i ESPEOERTE 0121. Równie mocne, też wystarczył jeden numer, ale nie kupiłem, bo nie mieli na stanie. Wezmę w tygodniu gdzie indziej. Stare beaty, nowa nawijka, ale taka, jakby żywcem wyjęta sprzed dwudziestu lat. I to też mi, witającemu się z boomerstwem kolesiowi, się podoba. Znów na pierwszy plan wychodzi nostalgia, bo muzyka kompletnie nie pasuje do dzisiejszych standardów, ale z drugiej strony lubię przecież mordować swój sprzęt tymi wszystkimi polskimi starociami. Jakże dobre są „SOLO DEBIUT”, „STYLE WOLNE TAK” i „GRASZ W TO ZIOMEK”. ’00 style, szpan, szampan i gibon w kondonierce.
Z przykrością stwierdzam, że już trochę dziadzieję, ale może to i dobrze? Bo równie wielką radość dają mi Drakeo the Ruler (RIP), Young Thug, Sentino czy French Montana, jak i archiwalia na detoksie, czy soundcloudowi bohaterzy z czternastoma odsłuchami. Nie szukam afer na siłę, nie chce mi się hejtować i psioczyć na wszystko. Wkurwiają mnie coraz wyższe ceny, szaruga za oknem, zbliżające się OC, a nie muzyka, która jest tylko muzyką. Albo aż muzyką.