Strona B czteroczęściowej epki – Open’er 2016 – właśnie się kończy. Ostatni utwór okazuje się być najważniejszym, bo to właśnie przy nim trzeba podjąć decyzję czy jechać do Gdyni. Pora na recenzję tego różnorodnego materiału bez żadnego słodzenia, czyli jak to zwykle na goodkidzie bywa.
Pierwszy kawałek – „Intro” – doskonale wprowadza w klimat tej krótkiej płyty. Jest to krótka reminiscenja tego, co działo się w 2013 roku podczas pierwszej wizyty na gdyńskim festiwalu. Warto sprawdzić, żeby dowiedzieć się o co dokładnie w tym wszystkim chodzi i mieć możliwość delikatnego rozmarzenia się na myśl ponownych występów na żywo np. Blura, Nasa i Kendricka Lamara.
Drugi, może nawet jeszcze lepszy od pierwszego (!!!), urzeka już samym tytułem. „To kogo mam zobaczyć?” przedstawia listę absolutnych faworytów do zobaczenia na żywo. Lista kompletna, której nic nie brakuje i swego rodzaju najlepszy z możliwych przewodnik, który… ma swoje dopełnienie na stronie B.
Strona A urwała się w najlepszym momencie, ponieważ opener B-Side’u – „Koncert życzeń” – jest rozwinięciem formuły poprzednika i w naturalny sposób przedłuża wizję idealnej tracklisty, która w połączeniu z wszystkim tym, co było do tej pory, daje najlepszy możliwy obraz Open’era 2016.
Żeby nie skupiać się tylko na samej muzyce to warto też krótko opowiedzieć o innych aspektach Open’era i przede wszystkim obalić jeden absurd. Ci, którzy nigdy nie byli na festiwalu, zapewne wyobrażają sobie, że jest to jeden wielki zlot hipsteriady w śmiesznych ubraniach, fryzurach oraz gloryfikacją na każdym kroku pewnej marki, która w logotypie posługuje się nadgryzionym owocem*. Nie, nie jest to do końca prawdą i jest to trochę stereotypowe myślenie. Takich osób wszędzie jest pełno na każdym festiwalu, ale z drugiej strony czy ci, którzy nie chcieliby się tam znaleźć, byliby w stanie zapłacić za karnet kilka stów? No właśnie, aż się prosi, żeby pojechać klasycznym Popkiem, ale nie wiem czy wypada…
Każdy festiwal to przede wszystkim spend towarzyski, więc jeśli pojedziecie ze znajomymi to na pewno będziecie mieli co robić. Foodtrucki i w miarę przyzwoite żarcie są normą wszędzie, także i tu będzie co zjeść. Da radę się czegoś napić i wbrew obiegowym opiniom tych, którzy nigdy w Gdyni nie byli, wcale nie musi to być Heineken. Silent disco jest dobrą opcją na bajerę, więc liczę że w tym roku będzie powtórka i organizatorzy nie zrezygnują z tego pomysłu. Strefy książkowej nie pamiętam, ale jeśli w tym roku będzie coś podobnego to odwiedzam na bank! Oczywiście liczę na jakieś spotkania z autorami. Moda? Proszę bardzo, to sprawdzę na pewno, mimo że na casualowy styl za bardzo nie ma co liczyć.
Okej, to od organizatorów, a co ode mnie? Na pewno dostaniecie relacje filmowe live, media społecznościowe będą płonąć, a jak dobrze pójdzie to się zrobi jakiś wywiad. Vince Staples i Caribou? Bardzo bym chciał, a jeśli by mi się udało to…
Teraz najważniejsze: jechać czy nie jechać? Dla mnie pytanie retoryczne, bo jeśli masz czas i pieniądze to gwarantuję, że na przełomie czerwca i lipca nad polskim morzem nie spędzisz nigdzie lepszego urlopu.
* czy ja jestem hipsterem, mam śmieszną fryzurę i szpanuję swoim iPhonem bez wibracji i nędzną baterią? Kurwa, nie sądzę (dobra, musiało polecieć Popkiem).
Zdjęcia/photos: T. Kamiński