Tydzień temu pisałem o spin offie całej Fonoteki, za który „odpowiadała” Orkiestra Rozrywkowa PRiTV. Był tam taki kawałek w ich wykonaniu, który nazywał się „Now or never”. Pomijając już to, że tutaj te małe arcydzieło ponownie usłyszymy, to warto go także traktować jako taką małą antycypację… całej serii.
Oczywiście tamte trzy epki, zatytułowane po prostu EP 1, EP 2 i EP4 (tak, tak, celowo nie widać „3”) ukazały się trochę później, aniżeli pierwsza część omawianej serii, to jednak utwór w wykonaniu Orkiestry na dobrą sprawę zwiastuje „celowość” całej akcji. Być może to był ten właściwy moment w czasoprzestrzeni, który dał Polsce prawdopodobnie najpiękniejszą około hip-hopową inicjatywę, która miała zachęcić ludzi (nie tylko dobrych chłopaków z blokowisk) do słuchania trochę bardziej ambitnej muzyki, ale również tej, dzięki której powstało tyle świetnych i gloryfikowanych przez nich produkcji.
Owszem, wcześniej było sporo ciekawych inicjatyw. Na szybko z głowy niech będzie to seria Footprints, która również zasługuje na osobny rozdział i wielce prawdopodobne, że takiego się na goodkidzie doczeka (chcecie – macie, nie – może macie. Prosta kalkulacja). Ludzie, którzy za nią wtedy stali to też nie były pierwsze lepsze ogórki, ale uznane persona na naszej scenie: Dvorako, Przaśnik, Daniel Drumz (jeszcze jako DJ Taśmy), Ment czy DJ Vision. Działo się to przecież na długo przed Fonoteką – od połowy dekady lat dwutysięcznych. A wiecie ile dał też DJ Krime? Można tak jeszcze długo wymieniać, ale prawdopodobnie żadna z tych serii nie zbliża się w żadnym stopniu do mixów pochodzących z Estrady Nagrania. No, chyba że mówimy o części pierwszej.
Nie jest źle, ale „debiut” pokazuje jaka fajna progresja następuje na przestrzeni tych wszystkich wydawnictw, bo rzeczywiście Polacy z Kanady (!!!) zaczęli od najsłabszej. Wtedy nie mogłe przyjąć do wiadomości, że za jakiś czas tak będę mówił i pisał o jedynce, ale mój pogląd był weryfikowany po każdej kolejnej nowości, która pojawiała się na serwerach 77Cuts i… wydaniach fizycznych, o których wzmianka nastąpi dopiero za kilka tygodni.
Z perspektywy czasu jest to zwykły mix polskich staroci, które na dobrą sprawę nie są niczym niezwykłym i raczej bez większego problemu można do nich dotrzeć, o ile oczywiście ktoś się zajmuje poszukiwaniem muzyki trochę mocniej niż przeciętny fachowiec od Rapidshare’a, Pebu czy innego Chomikuj. Wspomniana Orkiestra Rozrywkowa wprowadza w fantastyczny, melancholijny nastrój, a dalej uczucie jest tylko potęgowane przez kilka innych osobistości, których płyty zdążyłem nabyć na różnych nośnikach, właśnie dzięki jedynce. Są i Novi Singers ze swojego największego dzieła – Five, Four, Three – z kawałkiem, który jest zatytułowany dokładnie tak samo (zwróćcie uwagę na początek utworu i POTENCJAŁ do samplowania). Cieszą Skaldowie ze swoimi wielkimi „Czarodziejami”, którzy pierwotnie byli dostępni w telewizyjnym programie „Życzliwi” z 1969 roku (a 43 lata później, dzięki małej-wielkiej oficynie Kameleon Records, wszystkie ich nagrania telewizyjne pojawiły się na jednym kompakcie – Listy Śpiewające. Radzę się zaopatrzyć, jedne z najlepszych rzeczy Zielińskiego i spółki, mówię to ja – ich wielki fan). Jest jeden z ulubieńców – Jerzy Milian – z dwoma kawałkami, w tym „Nocturnem”. Są inni jazzmani – Trzaskowski i Komeda, ale są też gwiazdy estrady pokroju Steni Kozłowskiej, Jerzego Połomskiego czy polskiej drużyny marzeń tamtych czasów, za jaką uchodzili Polanie ze swoim coverem „Summer in the City”.
Jest nieźle, tylko tyle, ale jedna z pierwszych rzeczy po zaznajomieniu się z całą fonotekową dyskografią, jaka się rzuca w oczy/uszy to niewielka ilość skitów, które potęgowały atmosferę i wrażenia z odsłuchu kolejnych to części. Trzeba przyznać, że tutaj z tym jest raczej średnio i na dobrą sprawę tylko „Wibrafon” stanowi PRZEGENIALNE przejście pomiędzy Komedą a Milianem. Reszta po prostu jest i… w niczym nie przeszkadza. Jak było później? O wiele lepiej, ale o tym już za tydzień.
Najlepsze momenty:
5. Doskonały orkiestrowy opener tej ponadczasowej serii, zwiastujący rzeczy (nie)słychane.
4. Jazz Novi Singers, Trzaskowskiego, Miliana i trochę mniej – Komedy.
3. „Wibrafon” będący jedną z najlepszych „przejściówek”, jakie słyszałem W OGÓLE.
2. „Czarodzieje” Skaldów, którzy zapoczątkowali moją wielką miłość do tego zespołu.
1. Kontrast okładki z „Przypomnij Mi” Kozłowskiej.
Specjalna skala ocen dla serii Fonoteka: 8/10
Dobra, a teraz czas na coś bardziej hip-hopowego… Remixy, które w swoim założeniu mają opierać się na samplach z części natywnej. Brzmi zachęcająco, prawda? Bardzo. Bym powiedział.
Pierwsza część i od razu środek stawki wszystkich stworzonych. Kilka znanych postaci, jak np. Patr00 (zgadnijcie teraz, jakie powiązania ma ta postać z 77Cuts) czy Daniel Drumz ze swoim wykonaniem live „Czarodziejów” – „Sorcerers” – nie zawodzi. The Jonesz z „Miracle Man”, niejaki Horry z fantastycznych remixem Blackalicious, Sabama i Fizz mocno, ale bardzo dobrze, trącający Printempo czy wymiatacz Przaśnik, na którego zawsze można liczyć. Z drugiej strony jest trochę przynudzający Pióro, który wziął na warsztat… Novi Singers, które aż prosi o śliczny kawałek. Tu jest średnio.
Jest okej. Tyle i aż tyle. Podobnie jak w przypadku „zwykłej” części – bez poznania następnych Fonotek można być mocno zauroczonym, ale tenże czar mija, kiedy zacznie się eksplorować dalej…
Najlepsze momenty:
5. Potwierdzenie klasy Przaśnika.
4. „Sorcerers”!!!
3. Sabama i Fizz – idealne na nocne podróże komunikacją miejską i…
2. Antycypacja kolejnych części zmierzających w tym kierunku.
1. McCoy z remixem „Now or Never”, który wymiata po całości od wątku „bibliotecznego” aż po sam koniec.
Specjalna skala ocen dla serii Fonoteka: 7/10
Zdjęcia/photos: Paweł Falkowski via flickr.com
Jestem z fono od samego poczatku, i troche sie przerazilem, jak uzyleś formy mnogiej piszac o fizycznych wydaniach. Bylo cos wiecej niż 8 na cd?
Powiem tak: ja ósemkę dostałem w dwóch wersjach 🙂
oby to nie byl jakis wosk, bo ide płakać
Oj, też bym płakał. O woskach nic nie wiem akurat.