I brawa dla Radomia, należy im się ten awans.
Gdzieś słyszałem, że Radom ma być stolicą Mazowsza z czym się absolutnie nie zgadzam i to nawet nie dlatego, że jestem płocczaninem. Zgadzam się natomiast z tym, że rap z tego miasta ma się całkiem nieźle i trochę awansuje w mojej polskiej hierarchii. KęKę może ostatnio nie imponuje (i siedzi cicho), ale w tym roku trochę namieszał Absynth, nieźle zapowiada się produkcja Tytuza. Swoje robią jeszcze Emikae i Pehu.
Chwaliłem już singiel, będę chwalił pełnogrający album, chociaż ten ma dokładnie te same przypadłości co „Supertramp”. Trochę tu klasycznego podejścia, w którym znajduje się sporo miejsca dla tych wszystkich nowych rzeczy. Na szczęście z dala od przypału, choć są tu momenty, kiedy Emikae i Pehu próbują sobie pozwolić na trochę więcej. Panowie jednak szukają wspólnego języka, często dogadają się bardzo dobrze, ale w niektórych fragmentach Exp. jest jak Unia Europejska – ma dwie prędkości.
Bardziej mi tu pasuje rap. Emikae nie pisze wersów, które zmieniają światopogląd czy bardzo mocno wbijają się w pamięć (chociaż za „Czytałem komiksy Marvela / Tam nieraz nadzieja się tliła” z „Niesamowitego” należy się wirtualne pięć), ale podobają mi się obserwacje i ta przymilona wersja Molesty w „Grześku”. Doceniam „S.O.S.” (osobny props dla Skorupa za fantastyczny refren, dzięki któremu Coelho wcale nie jest takim szkodnikiem ludzkiej mentalności) czy „Velvet rap” – to są rzeczy, za które najbardziej lubię underground. Swojski, z własnym stylem, dobry ziomeczek. Coś jak rapujące połówki SuperStyli czy Apraxji, którą często chwaliłem w podcastach czy na FB. Przyczepię się za to do „Mookiego” – z takimi rzeczami to do Guziora.
Niedawno rozmawiałem z kumplem o Exp. i mamy dokładnie te same odczucia co do produkcji. Pehu potrafi dać taki beat, że w pierwszej chwili zbieram szczękę z podłogi, a tak mam z „Velvet rap”, „Niesamowitym” (wokalny sampel!), „Wyjściem przez sklep z pamiątkami”, czy „Archipelagiem”, ale gdy zagłębię się w nie bardziej to coś mi nie gra – czy to aranż, czy to dziwnie płynące werble, czy inne szczegóły, które i tak są niczym przy próbach zahaczenia o współczesne trendy. „Ludzka pochodnia” zamula, „Nigdziebądź” to trapowa bieda, a „Grzesiek” brzmi jak niedopracowany polski ejtisowy hit. Tytułowy numer też jest przekombinowany, zbyt nawarstwiony i nie do końca pokazujący, w którą stronę to ma wszystko iść.
Ale i tak jest dobrze. Czasami tak, że chciałbym od razu usłyszeć ich kolejną wspólną rzecz. Nie pogardziłbym Exp. 2, bo „jedynka” jest dokładnie tym, czego szukam w podziemiu – rapem, w którym treść idzie w parze z formą. To często w zupełności wystarczy, więc pewno Emikae i Pehu wpadną na moją końcoworoczną listę.
Do kupienia na Bandcamp.
Dzięki za pochylenie się nad materiałem. Uszanowanie. P.s. Nigdziebądź to mój ulubiony bit z płyty 😀