
W nasączonym psychodelią i LSD hip-hopowym uniwersum rapera z Chicago znalazło się miejsce na trochę miłości.
Dzisiaj trochę przypadkowo wróciłem po kilku latach do Electric Circus. Cholera, dobrze się stało, bo po długim rozbracie piąty album Commona bardzo mocno u mnie zyskał. Ale nie o całej płycie, a o singlu, który obok atmosferycznego, napędzanego rhodesem „Star * 69 (PS With Love)”, jest zdecydowanie najmocniejszym numerem w tym zestawie dla podstarzałych hippisów.
W „Come Close” rządzą nie Soulquarians, a The Neptunes, którzy 20 lat temu (o losie…) byli w peaku formy, rozdawali karty w grze i mieli lepszy groove niż reszta. Kosmiczny, leniwie rozciągnięty syntezator plus perki bardziej jdillowe niż u samego Yanceya, ale zanim to nastąpi, numer rozpoczęli sikstisowym wejściem, w którym słuchacza otwartymi ramionami wita solidny bas.
A Common i Mary J. Blige? Uczucia, wiadomo. To najbardziej przystępna formuła z całego Electric Circus, a i tak to w niczym nie pomogło, bo kompozycja niby najpopularniejsza, a i tak bez większego sukcesu. Że jakieś 60 któreś miejsce na Billboardzie czy czymś, tak?