Co mi dał ten cholerny hip-hop?

50 lat kultury czterech elementów to dobry moment na krótką refleksję.

Nie spieszyłem się z jakimiś publikacjami na 50-lecie hip-hopu, bo i po co? Po cichu liczyłem, że poczytam sobie to i owo na ten temat w polskich mediach, ale te jak zwykle nie zawodzą. Więcej działo się na Facebooku np. tutaj. Trochę szkoda, bo jeszcze mamy peak popularności rapu i zawczasu zaznaczę, że wcale nie przeszkadza mi to, że akurat takiego, który z początkami powoli siwiejącej się subkultury zbyt wiele wspólnego już nie ma.

Ewolucja. Słowo klucz jak u Hemp Gru. Gatunek obecnie jest tak pojemny, że każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet w polskim wydaniu. Nienawidzę tego określenia, ale nic lepszego do głowy mi nie przychodzi. Małolaci, którzy potrafią rapować? Proszę bardzo — w mainstreamie do ostatniego Okiego – Produktu47 — wracam dość często. W podziemiu, które bardzo chce być głównym nurtem i udaje Joeya Bada$$a mam na oku Lucka7 (Chryste Panie, co to jest za numer!), a schodząc naprawdę nisko to na myśl przychodzi Konrad Brzos z brudnym Zamachem stanu, o którym wkrótce napiszę więcej.

Dobra, a weterani, którzy dup nie pospinali, nie celują w muzykę środka i nie zjedli swojego ogona? Co więcej — przeżywają drugą młodość. Rzadko, bo rzadko, ale jednak niektórym się udaje. Peja właśnie wydał zajebiste HIP_HOP_50 z tym potężnym numerem.

O rapie ze Stanów mógłbym pisać podobnie — jest tego dużo, od konserwatystów po traperów. Może bez drillu, bo zanim jakoś nie przepadam. Przy okazji — zaraz właśnie zasiadam do pisania o Magic 2 Nasa i Hit-Boya, ale zanim to przypominam sobie mocne God’s Son.

Dobrze, miało być o tej ważnej skądinąd rocznicy, a zacząłem od refleksji na temat kondycji mediów i sceny. To co w końcu dał mi ten cały hip-hop? Odpowiedź jest bardzo prosta.

Wszystko.

I jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało, to rzeczywiście tak jest.

Dał mi pasję, która przerodziła się w tysiące płyt na półkach. Setki magazynów z kilku krajów na temat hip-hopu, które pokazały mi artystów, o których nie miałem pojęcia. Dziesiątki książek, które pozwoliły poszerzać wiedzę w temacie.

Rap pozwolił nawiązać znajomości. Lepsze, gorsze, szczere i chuja warte.

Dał możliwość rozwijania umiejętności, które sprawiły, że zawodowo jestem w tym, a nie innym miejscu.

Jak w serialu — był i jest ze mną na dobre i złe.

Chcąc nie chcąc za to jestem wdzięczny.

Na sam koniec zostawię kilka okolicznościowych lektur, również polskich, z którymi nie zawsze trzeba się zgadzać, ale są wciągające i różnorodne. Jak jubilat. Bon apetit, kolejnej pięćdziesiątki i trochę więcej pokory, bo to przydaje się każdemu.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *