W dobie powiększania członka cyframi na streamingach nowy projekt najpewniejszej polskiej wytwórni okazuje się hip-hopowym wybawieniem.
Queen Size Records nie wydaje dużo, ale jeśli już coś zapowiada i ostatecznie dostarcza małe liczby wosków na niewielki rynek, to robi to konkretnie. I to bardzo. Zanim jednak trochę opowiem o nowym projekcie, to przytoczę fragment jednej z moich rozmów z jednym z wydawców QSR, Radkiem Smoleniem.
Jak nas znasz, wydajemy rzeczy, których się już nie wydaje lub jest ich zdecydowanie za mało, odkąd hip-hop stał się przemysłem, produktem do sprzedania w naszym kraju, co nawet widać w przemyśle winylowym i modzie na słuchanie z tego nośnika. Jesteśmy na rynku od przeszło dekady i niezmiennie robimy swoje. Materiał chłopaków musiał znaleźć swoje ujście na winylu za swoją autentyczność, szczerość artystyczną i lekkość w podejściu do robienia muzyki. Tej płyty trzeba przesłuchać od pierwszej do ostatniej minuty jako całość. Tak powstawała i to słychać.
Radek Smoleń, Queen Size Records
To dużo tłumaczy o idei QSR, dlaczego tak długo utrzymują się na rynku (pozdro JuNouMi) i inwestycji w Złoto, którego nazwa idealnie oddaje zawartość wosku w kolorze… no sami wiecie jakim. Podpowiem, że nie czarnym.
„Złoto LP” pojawiło się dość nieoczekiwanie, singiel zrobił trochę zamieszania wśród hip-hop heads i… to by było na tyle. Jest w sprzedaży, można kupić i cieszyć się projektem, który brzmi tak, jakby był żywcem wyjęty z połowy lat 90. Rap dali Sensi i Chwiejski, Amatowsky dostarczył podkłady, DJ Gram ubarwił całość operacjami na gramofonie. Czysty trueschool, brud, funkowe, jazzowe i soulowe sample, cuty potęgujące doznania, krótka forma, szybkie strzały.
To jest zwykły rap. Nie o rapie, o życiu. Bez filozofii i trudnych tematów. Mikrofonu kontrola („Chleb z majonezem, jakbym jeździł Polonezem”, „Skoczyć muszę do sklepu po keczup i tytoń do leku” – głupie, ale boskie), haze, ziomeczki, godziny spędzone w studiu, drobniaki w kieszeni, nie cyfry na koncie. Metryczka, mimo że pokazuje trójkę z przodu i nakazuje zabrać się za poważniejsze rzeczy, nie hamuje przed tym, żeby znaleźć czas na nagrywanie. Wielkich, zapadających w pamięć wersów nie odnotowałem, ale czy każdy porządny projekt ma obfitować w lirykę, która z miejsca staje się klasyczna? Nie, czasami wystarczy normalność, zwykła codzienność w wersach, pamiętnik zaczęty w Hradec Kralove, który zostawia swój ślad na polskich blokowiskach.
Będę za to mocno chwalił produkcje Amatowskiego, które w stu procentach trafiają w mój gust. Jest brudno, ale nie aż tak, że syf zdrapuje ze ściany. „Nat King Cole” głaszcze leniwym jazzem, DJ Gram swoimi skreczami dodaje mu trochę dynamiki, a na sam koniec nieoczekiwane nakazuje zanurzyć się w klimat blaxploatation. „Życie” porywa, nakazuje wsłuchać się w kontrabas i samplowany dęciak, „Kiedy grają dobre bębny” zaraża vibem, o czym wspomina sam Sensi w numerze, a „PWDS” zalotnie mruga w stronę Mecca and the Soul Brother.
Nakład niewielki, więc radzę brać, póki jeszcze jest. W czasach, w których tandeta i szybki produkt stały się normalnością, Złoto mimo swego undergroundowego rodowodu jawi się jako luksusowy produkt. Taki, który dobrze znasz, nie ma w sobie nic odkrywczego i rewolucyjnego, ale wystarcza to do tego, żeby projekt był tym hip-hopem, którego zawsze chciałem słuchać.
Przy okazji też pozdrawiam Leniwca Mariana.
2 komentarze do “Złoto „Złoto LP””