Polskie instrumentale zawsze w cenie. Nowy beat tape Smokina potwierdza, że na tym poletku nie mamy się czego wstydzić.
Nie zostałem zbyt wielkim fanem Goryczy nagranej z Korsonem, ale już solowy projekt Smokina to jest coś, do czego pewno będę wracał. Podobnie mam z jego innymi projektami: z Pękatym i Marko Tadeuszem. Nie wiem tylko z jaką częstotliwością Smokinstrumentals Vol. 1 będę słuchał, ale skoro pada taka deklaracja, to znaczy, że jest nieźle.
Smokinstrumentals Vol. 1 to mocno zadymione i przyduszone podkłady, które stanowią idealne tło do odpalania kolejnej wiadomej rzeczy. CBD też. Beaty snują się powoli, relaksują i nie przeszkadzają w egzystencji, a momenty, kiedy na chwilę je zatrzymuję, pojawiają się tylko po to, żeby sprawdzić, jak się dany track nazywa.
Jest ten beat tape trochę smutny, i leniwy, bo BPM-ów za bardzo nie kręci, nawet gdy duży dym robią bębny w „My Synapse is Broken”. Smokin rozgrywa po mistrzowsku moje nic nierobienie. „Flight Over East” brzmi niczym produkcja Havoca z najlepszych lat, „Daydreaming” i „Pray For Me” to dla mnie totalny relaks, za to „Possesed Spirit” jest wybrakowanym odrzutem z sesji do Operation: Doomsday, w której ostatecznie zabrakło tylko MF Dooma. Filmowe, wręcz noirowe są „Boeing to Ankara” i „Takeover”.
Doceniam mocno za koncept i trzymanie się obranego kierunku — tutaj każdy numer do siebie pasuje, a nawet gdyby je pozamieniał kolejnością to Smokinstrumentals Vol. 1 w ogóle by nie straciło swojego uroku. I jak ktoś napisał w jednym z komentarzy pod filmem: „To dla mnie kategoria muzyki do słuchania, a nie podkładów”. Do dostania na CD, o ile jeszcze jest (można podbić tutaj) i do posłuchania na Bandcamp lub YouTube. Warto.