Może i ta okładka jest okropna, ale na szczęście to, co w środku wynagradza wszystko. Krótko, treściwie, najntisowo.
Boom Bap Boogie Sensiego, DJ-a Eproma i DJ-a Lema to jedna z moich ulubionych polskich rapowych płyt ever. Do tego skurwysyńsko i niesprawiedliwie przegapiona, olana przez dużą część środowiska, które — delikatnie mówiąc — w średnich czasach dla polskiego rapu już było kompletnie odwrócone od sceny i tego co się na niej dzieje. Też byłem blisko tego, ale zacisnąłem zęby i trzymam do tej pory. Taki los.
Bartek Koko jest znakiem jakości już od kilku sezonów i jednym z największych pewniaków na scenie. Czy to solo, duecie, czy w ramach kolektywu Fillomatic. Czy zatem Stare białe kicksy mogły się nie udać? Jak najbardziej. Przypominam sobie od razu (pozostając tylko przy tych bardziej klasycznych dźwiękach) gnioty, za które odpowiadali KRS One i Buckshota oraz Masta Ace i Edo G. Wyśrubowane oczekiwania, mocne ksywki, wielki szrot.
Podchodziłem więc z rezerwą, bo często duety mają pod górkę, ale wraz ze Starymi białymi kicksami dostałem kawał solidnego boom bapu i co najważniejsze — treści, z którą mogę się utożsamić i to nie tylko dlatego, że też „lubię noc pełną gwiazd i jebię PiS”. A w tym czasach jest to bardzo wartościowe. Bartek Koko pisze prosto i w tym jest jego największa siła. Hip-hop head, dla którego liczy się każde słowo, miesza wkurw z przechwałkami jak w „A kim ty jesteś?”, bawi się konwencją na początku „To dla wszystkich”. No i z dala od zgiełku i wielkomiejskiej dżungli, z niewielkiej miejscowości. To teraz dla mnie też ważne.
Sensi głównie skupia się na robocie za beat maszyną i odnajduje się w tym równie dobrze jak za majkiem. Brakuje mi trochę tego jego trochę niechlujnego i ziomalskiego flow, ale nie będę narzekał, bo i tak potrafi poskładać dźwięki i jak to wspomina Chwiejsky w „To dla wszystkich” – to dla koneserów dobrych bębnów, a te można odnaleźć np. w „A kim ty jesteś?”. Prosty jazzowy sampel w „Name dropping” to trochę kulejąca wersja DJ-a Premiera, która nadrabia doskonałą (jak zwykle!) robotą DJ-a Cutaheada, ale po chwili następuje nowojorska rehabilitacja w „A co ja muszę?”. Skoro już porównuję do innych ksywek to w najmocniejszym w zestawie „Nie dzwoń” słyszę wczesnego 600V – czysty boom bap samplowany z płyt znalezionych na jednym z bazarów pod Piasecznem. Brudem uderza „Road rage”, paranoicznie brzmi „A co ty masz?”.
Podsumowaniem Starych białych kicksów niech będzie moja złota rada — nie zlewać jak Boom Bap Boogie, doceniać jak Fillomatic. No i kupić pisząc na ten adres. Będziecie zadowoleni.