To jest jeden z tych momentów, kiedy muzyka jest bardziej filmowa od samego filmu. Musi więc być zajebiście.
Czasami mam różne fazy i ni stąd, ni zowąd przypomniałem sobie o planszy otwierającej stare brytyjskie filmy. Thames coś tam. Nie dawało mi to spokoju i dosłownie w kilka sekund znalazłem to, czego szukałem. Cyk, żaden wyczyn.
Spokoju nie daje mi też Black Lobster Opiata, któremu poświęcam znacznie więcej niż kilka sekund, bo to chyba najciekawszy instrumental tego roku. A i ta okładka kojarzy mi się z kinematografią sprzed jakiś 50 lat. Pierwsze „Red Mist” od razu pokazuje, z czym będziemy mieli do czynienia, jaki klimat będzie panował i ta „współpraca” syntezatorów z dęciakiem. No cudeńko. „Mambo Delirium” to jest to, czego szukam w hip-hopie, a w polskim wydaniu znajduje niezwykle rzadko — nieoczywiste sample, spojrzenie w stronę world music, doskonała perka, jeszcze lepsza gitara prowadząca.
Doceniam też mocno klasyczne hip-hopowe produkcje. „Pirate Love” ślamazarnie się zaczyna, powoli się rozkręca, ale jak przechodzi do konkretów, to wchodzi pianino i wokalne sample. „Cast Away” to z kolei bardziej rozbudowana forma, po krótce — Amon Tobin, który dopiero co zbombił jakiś pociąg. „Look Behind You” mógłby znaleźć się na jakieś płycie Mobb Deep, a i cała Griselda by nim nie pogardziła.
Ale… jest też miejsce na wokal, bo w „Bullards Gin” wbija Dżejpa i nakurwia trakensa. Zabieg podobny do tego, co na Story of a Messy Basement jak z Mistikiem, Jankesem czy Mustafą — raperzy przyprawiają całość, są urozmaiceniem, ale nie kradną numerów.
Opiat nigdy nie zawodzi, lubię te jego produkcje dla Kabe, ale jeszcze bardziej te, które na Spotify nie mają podanej nawet liczby odtworzeń, heh. Wiecie, te samplowane rzeczy, winylowe trzaski, grę według własnych reguł. Totalną zajawkę, czyli The Mystery of Purple Shadows czy właśnie Black Lobster. Klasa.